[Andreas]
Mimo
że sezon skoków dobiegł już końca i teoretycznie mam teraz znacznie więcej
czasu na wszystko, to jednak wciąż nękają mnie szkolne zaległości. W środę
wracam do domu dopiero późnym wieczorem, prawie umierając, a tam czeka mnie
bardzo niemiła niespodzianka.
-No
Andi, w końcu jesteś! – wita mnie już od progu głos mamy, a ona sama patrzy na
mnie z mieszaniną radości i zniecierpliwienia – Ja i Thomas wychodzimy do kina,
zajmiesz się Lindsay?
W
odpowiedzi wydaję z siebie nieartykułowany dźwięk, który dla mnie jest jękiem
niezadowolenia, ale moja matka najwyraźniej odbiera go jako potwierdzenie, bo
uśmiecha się szeroko, klepie mnie po policzku i chwilę później razem z Thomasem
opuszczają dom.
Zostaję
sam z Lindsay, a przynajmniej tak mi się wydaje, do chwili, w której słyszę
czyjeś kroki na schodach i parę sekund później widzę Sophie.
-O
cześć, Andreas – mówi, lekko zaskoczona moim widokiem – Rodzice już wyszli?
Kiwam
głową, przymykając na chwilę oczy. Jestem zmęczony i mam ochotę tylko położyć
się do łóżka, ale przecież muszę się zająć siostrą… Wzdycham ciężko i otwieram
oczy, a wtedy widzę troskę na twarzy Sophie.
-Wszystko
w porządku? – pyta. Kiwam niezbyt przekonująco głową i idę do salonu, pewny, że
właśnie tam znajdę Lindsay. Ale pokój jest ciemny i pusty, więc zwracam się
ponownie w stronę dziewczyny.
-Gdzie
Lindsay?
-U
mnie w pokoju – odpowiada z lekkim uśmiechem, a ja zamieram.
U
niej? W pokoju? Próbuję sobie przypomnieć, czy kiedykolwiek się zdarzyło, by
Sophie zajmowała się Lindsay, ale nic mi nie przychodzi do głowy. Bez względu
na to, jak bardzo się zmieniła odkąd tutaj zamieszkała, to jednak nigdy nie
zauważyłem, by ta zmiana objęła jej stosunek do małej. Nie lubiła dzieci,
powiedziała mi to otwarcie.
Więc?
-Co
ona tam robi? – pytanie, które wydostaje się z moich ust jest co najmniej
głupie, ale jestem naprawdę zaskoczony. Zresztą Sophie nie wygląda na urażoną,
raczej na rozbawioną moim zachowaniem. Wzrusza lekko ramionami i mówi:
-W
tej chwili ogląda jakąś bajkę dla dzieci na youtube… coś o pingwinach. Musi to
bardzo lubić, bo już trzy razy prosiła mnie, bym puściła jej to od początku.
Nadal
wpatruję się w nią zdumiony, na co ona w końcu śmieje się, przewraca oczami i
rzuca:
-Słuchaj,
widzę, że jesteś zmęczony, więc jak chcesz to idź się połóż albo coś, ja chętnie
z nią jeszcze posiedzę. Zresztą, za chwilę chyba pójdzie spać, prawda?
Zerkam
na zegarek. Jest wpół do ósmej, a Lindsay najczęściej zasypia około dziewiątej,
rzadziej później. Oczy same mi się zamykają, więc perspektywa wysiedzenia tej
półtorej godziny z małą wydaje mi się prawdziwą torturą. Wzdycham i poddaję
się.
-Ale
obudzisz mnie, jakby coś było nie tak? – upewniam się. Sophie kiwa tylko głową
i zanim udaje mi się jej podziękować, już wbiega po schodach, z powrotem na
górę.
Stoję
przez chwilę w miejscu, patrząc się gdzieś w przestrzeń i ciągle mając w głowie
jej uśmiech.
Nie
mogę zaprzeczyć, zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Ile
jeszcze razy ta dziewczyna mnie zaskoczy?
[Sophie]
Nie
lubię dzieci.
Lindsay
jest pierwszym, któremu udaje się roztopić moje twarde serce.
Naprawdę
coś się we mnie przełamuje, gdy siedzę z nią, trzymając ją na kolanach, a ona
ze skupieniem malującym się na twarzy wpatruje się w ekran komputera. Nie
zwracam uwagi na kreskówkę, którą ogląda z takim zaabsorbowaniem, raczej
koncentrując się na Lindsay.
Dochodzę
do wniosku, że jest całkiem inteligentnym i uroczym dzieckiem, nie sprawiającym
większych kłopotów i w sumie daleko odbiegającym od mojego dotychczasowego
wyobrażenia o rozwrzeszczanych, śliniących się i brudzących bachorach.
No i
ona jest moją siostrą, co uświadamiam sobie w pełni chyba dopiero teraz i
trochę mnie ten fakt szokuje.
Tak,
Lindsay jest moją siostrą, przyrodnią, bo przyrodnią, ale jednak. A więc z
czterech członków mojej nowej rodziny, dwóch mogę zaliczyć do tej prawdziwej
biologicznie…
Kreskówka
dobiega końca, na co Lindsay odwraca głowę w moją stronę, wbijając we mnie
błagalne spojrzenie swoich ogromnych, błękitnych oczu i posługując się znanym
sobie zasobem słów, prosi mnie o jeszcze jeden raz. Włączam więc bajkę od
początku, a kiedy uwaga małej skupia się niepodzielnie na bohaterskich
pingwinach ponownie pogrążam się w swoich myślach.
Tym
razem myślę o Stephanie i o tym wszystkim, co się ostatnio między nami dzieje.
Trochę mnie przeraża fakt, że on traktuje mnie jako kogoś więcej niż
przyjaciółkę, ale chyba nie jestem tym aż tak zszokowana. W końcu spędzaliśmy
ze sobą tyle czasu, że musiałabym być albo ślepa albo wyjątkowo głupia, żeby
niczego nie zauważyć. Owszem, zauważyłam. Ale wciąż miałam nadzieję, że może
mylnie odczytuję znaki.
Bo ja
lubię Stephana. Naprawdę bardzo go lubię i jest ostatnią osobą, którą
chciałabym – świadomie bądź nie – skrzywdzić. I chyba dlatego powiedziałam mu,
że potrzebuję czasu, chyba dlatego nie odebrałam mu całkowicie nadziei. Bo
wiedziałam, że to by go zraniło. Wiem, zachowałam się nie do końca fair.
Oświadczyłam
mu, że może kiedyś będę gotowa na związek z nim, a przecież na dzień dzisiejszy
nie potrafię sobie wyobrazić, byśmy kiedykolwiek mogli być razem.
Wzdycham
lekko, odganiając od siebie ten problem. Na razie nie muszę się tym przejmować.
Kiedyś tak, ale kto wie, co przyniesie przyszłość? Wszystko może się zmienić, w
tym moje uczucia i uczucia Stephana…
I
Andreasa też, przychodzi mi niespodziewanie do głowy. Zamieram pod wpływem tej
absurdalnej, będącej kompletnie nie na miejscu myśli i ostudza mnie dopiero
nawoływanie Lindsay.
-Jeście
raz, Sophie, jeście raz…
Przewijam
filmik do początku, obiecując sobie, że jeszcze ten jeden raz pozwolę małej
nacieszyć się pingwinami, po czym postaram się położyć ją do łóżeczka.
Dziesięć
minut później podnoszę się z krzesła, razem z Lindsay i zanoszę ją do sypialni
rodziców.
Lindsay
nie zamierza jednak dać się ułożyć do łóżeczka. Zaczyna płakać i jest głucha na
moje wszelkie prośby i argumenty. W końcu dociera do niej, że nie zamierzam już
więcej puszczać jej kreskówek i zaczyna powtarzać imię Andreasa. Na początku
tłumaczę jej, że chłopak nie może teraz przyjść i dopiero po chwili uświadamiam
sobie, że ona po prostu chce, żebym położyła ją do jego łóżka.
No
proszę, a więc nie tylko ja lubię tam spać…
Uspokajam
ją jakoś i jak najciszej mogę, zabieram ją do pokoju jej brata. Andreas jest
pogrążony w głębokim śnie, więc najostrożniej jak mogę, kładę Lindsay obok
niego na łóżku. Przykładam palec do ust, by pokazać jej, że musi być cicho,
jeśli nie chce go obudzić. Jej wielkie oczy mają rozmiary spodków, gdy kiwa
głową, na znak, że świetnie rozumie, o co mi chodzi.
Siadam
na brzegu łóżka, okrywając ją tym kawałkiem kołdry, którego nie zagarnął
Andreas. Głaszczę ją po głowie, aż do chwili, w której zamyka oczy. Czekam
jeszcze parę minut i dopiero wtedy wychodzę z pokoju, zamykając za sobą drzwi
tak cicho, jak tylko mogę. Kiedy wracam do siebie, spoglądam na telefon i
widzę, że dostałam SMS-a.
Od
Stephana. Otwieram go i odczytuję trzy krótkie słowa.
Spotkajmy
się teraz.
Nie
namyślam się zbyt długo. Prawie bez wahania odpisuję:
Okej.
Stephan
jak zawsze rozpromienia się na mój widok i nie wiem czy bardziej mnie to cieszy
czy krępuje. Tak czy tak uśmiecham się do niego i pytam, czy woli zostać w domu
czy może pójść na spacer.
Zaskakuje
mnie jego odpowiedź, bo Stephan pierwszy raz wyraża ochotę zostania w domu.
Oczywiście, już nie raz tu bywał, ale zawsze kiedy odwiedzał Andreasa. Ze mną
nigdy.
-Andiego
nie ma? – pyta, gdy przestępujemy próg, a wewnątrz wita nas cisza i pustka.
-Śpi
– odpowiadam, wskazując palcem na sufit i zamykając drzwi frontowe na klucz –
Zdaje się, że miał ciężki dzień.
-A u
ciebie wszystko w porządku?
Kiwam
głową, uśmiechając się i prowadzę go za sobą do swojego pokoju. Stephan jest w
nim pierwszy raz, więc stoi w drzwiach i rozgląda się wokoło, jeszcze długo po
tym, jak ja już zajmuję wygodne miejsce na łóżku. W końcu zaznajamia się z
wnętrzem na tyle, by pójść w moje ślady, a kiedy już to robi, odzywa się:
-Całkiem
fajny ten twój pokój.
Unoszę
kąciki warg w lekko drwiącym uśmieszku.
-Powiedziałbyś,
że fajny, nawet gdyby był okropny, prawda? – rzucam, na co on też się uśmiecha.
-Powiedziałbym
ci wszystko, co chcesz usłyszeć, Sophie – mówi cicho, nagle poważniejąc i
patrząc mi prosto w oczy. Ja też przestaję się uśmiechać i spinam się cała, w
oczekiwaniu na to, co on zamierza zrobić.
Mój
mózg wysyła sygnał do mięśni, ale one nie reagują dostatecznie szybko. Wargi
Stephana dotykają moich, a zanim moje mięśnie w końcu wracają do pracy, udaje
mu się obdarzyć mnie jednym, trwającym przynajmniej parę sekund pocałunkiem.
Kątem
oka rejestruję jakiś ruch przy drzwiach, jakiś cień przemykający po ścianie…
Odskakuję od Stephana i spoglądam w tamtym kierunku, ale widzę tylko pustkę i
nieprzeniknioną ciemność korytarza. Przenoszę więc ponownie oczy na siedzącego
przede mną chłopaka, który wygląda na lekko przerażonego, tym co zrobił.
-Sophie
– zaczyna, ale kręcę głową, przerywając mu.
-Nie
mówmy o tym – ucinam.
Stephan
siedzi ze mną jeszcze dobrą godzinę. Żadne z nas nie wspomina o tym pocałunku,
to wydarzenie nie odciska się w naszej świadomości, nie zmienia naszych
relacji, nie obciąża nas.
I
dobrze.
A
jednak wciąż nie mogę oprzeć się wrażeniu, że ktoś oprócz nas to zobaczył…
[Andreas]
Budzę
się gwałtownie, siadając od razu na łóżku i czując się, jakbym przespał nie
więcej niż dziesięć minut. Przez chwilę siedzę w ciemnościach i dopiero po
chwili orientuję się, że nie jestem sam, gdy do moich uszu dociera spokojny
oddech.
Sophie;
to pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, jednak gdy zapalam lampkę nocną,
wyraźnie widzę małe ciałko leżące tuż obok mnie i orientuję się, że w moim
łóżku śpi Lindsay.
Dlaczego,
nie wiem. Spoglądam na budzik i widzę, że jest za kwadrans dziewiąta. Co
znaczy, że przespałem około godziny. I czuję się gorzej niż wówczas, gdy
wróciłem do domu, po całym dniu spędzonym w szkole.
Wstaję
powoli z łóżka, postanawiając przynieść sobie coś do picia. Wychodzę na ciemny
korytarz, ale nie szukam włącznika światła. Znam ten dom wystarczająco dobrze,
a nie chciałbym teraz drażnić swoich przyzwyczajonych do ciemności oczu.
A
jednak dostrzegam ślad światła w tej czarnej pustce. Światło dobiega z jednego
z pokojów.
Jak
się szybko orientuję, z pokoju Sophie.
Zmierzam
w tamtym kierunku, chcąc zobaczyć co dziewczyna robi. Jestem już przy drzwiach,
zaglądam dyskretnie do środka i zamieram na widok rozgrywającej się na moich
oczach sceny.
Sophie.
Stephan. Siedzą razem na łóżku. Bardzo blisko siebie. On nachyla się ku niej.
Ona nie ucieka.
Ich
wargi się łączą.
Mijają
dokładnie dwie sekundy, nim dociera do mnie, że w ogóle nie powinienem być
świadkiem tego wszystkiego. Odwracam się gwałtownie i wracam do swojego pokoju,
zapominając o szklance wody, zapominając o Lindsay, o zmęczeniu, o wszystkim.
Wciąż
mam przed oczami ten jeden obraz. Tą jedną scenę, która nie chce odejść, która
jakby wyryła się w moim mózgu, na wewnętrznej stronie powiek, a moje serce drży
od przeróżnych rodzajów uczuć, które zaczynają mnie bardzo szybko wypełniać.
Żal.
Wściekłość. Niedowierzanie. Zazdrość.
Zaciskam
dłonie w pięści, siadając na łóżku. Słyszę swój ciężki oddech, słyszę głośne
bicie swojego serca.
Próbuję
zrozumieć samego siebie.
Nic z
tego.
To
coś powyżej to całkowita improwizacja. Mogę powiedzieć, że sama się troszkę w
tym wszystkim pogubiłam, bo wystraszył mnie ogrom przewidzianych wydarzeń i
postanowiłam wszystko odrobinkę przyśpieszyć. Chyba jednak nie jest moim celem
stworzenie 50-rozdziałowego opowiadania, także trzeba wziąć się w garść i
lecieć z tym koksem :D
Trzynasty,
pechowy. Trudno ;)
P.S.
Bo tak w ogóle, po komentarzach pod poprzednim rozdziałem jestem zaskoczona
ilością osób, opowiadających się za Stephanem :D Pewnie też to wpłynęło na to,
jak wygląda ten rozdział. No i mam nadzieję, że te osoby są zadowolone :) A dla
opozycji mam dobrą wiadomość – to nie koniec komplikacji, Andreas też ma swoje
do powiedzenia :D
Trzymajcie
się cieplutko ;*
ja tam z pewnością nie naleze do funclubu Stephana. ha, ja tam widzę obok Sophie Andreasa i to z każdym rozdziałem coraz bardziej. Dlatego mi tam, ten pocałunek w ogóle nie podobał, ani troche. Adreas bierz się do roboty i spraw zeby to było tylko jednorazowe:D
OdpowiedzUsuńrównież jestem całym sercem po stronie Andiego :)
OdpowiedzUsuńoby tylko oni nie byli rodzenstwem....chociaz zal mi troche Stephana...
cóż ta trzynastka do czegos zobowiązuje :D
czekam na next i pozdrawiam! :)
ŁOŁ! To się porobiło!
OdpowiedzUsuńCzytając wcześniejsze rozdziały, domyślałam się czegoś na temat relacji Sophie&Andi, ale nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby oni coś, ten tego, a przynajmniej Andreas, jak można wywnioskować.
Jestem zszokowana. Ale chyba mi się to zaczyna podobać, tylko żeby to nie doszło za daleko, bo będzie to dziwne, bo to w końcu rodzeństwo! XD
Byłam także zaskoczona tym pocałunkiem i myślałam, ze może Sophie inaczej zareaguje; że go uderzy, albo coś.
Podobają mi się obydwa wątki. Nie wiem, czy mogę już to określić: "trójkącik?" :D
Jestem bardzo ciekawa jak ich relacje sie dalej potoczą i oczywiście czekam na wyjaśnienie tego sekretu rodziców Andiego.
Pozdrawiam ;*
Witaj, kochana :)
OdpowiedzUsuńŁaa.. jaki piękny rodział <3
Znaczy się, powiem inaczej. Oczywiście nie lubię Stephana, ale te uczucia Andiego na końcu... Poezja... tragiczna poezja XD
Sophie niech się lepiej opamięta, bo może się wszystko jeszcze bardziej pokomplikować ^^
Do nexta!
Pozdrawiam :*
No tego to ja się w ogóle nie spodziewałam. Andreas zazdrosny? Nie może być! Ej, ale oni są rodzeństwem, prawda? I jak to tak? Co z iście braterskimi stosunkami? Chyba, że tu w grę wchodzi ta tajemnica, którą skrywają przed nimi rodzice chłopaka. Ale nawet jeśli to Andi jest fajny, ale jako brat! Wciąż kibicuję uczuciu, które kiełkuje między Sophie i Stephanem. Ten pocałunek jest pięknym początkiem, a ja poproszę o więcej takich. Zwłaszcza, że dziewczyna zareagowała na miarę swoich możliwości! To znaczy, do ideału to jeszcze daleko, ale przynajmniej go nie spoliczkowało o co ją początkowo posądzałam.
OdpowiedzUsuńW ogóle znalazłam z nią jakieś wspólne cechy, a mianowicie to, że obie nie przepadamy za dziećmi :P To znaczy są ok, ale nie szaleję na ich punkcie jak niektórzy.
Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Weny :*
Żal, wściekłość, niedowierzanie - Andi świetnie ujął to, co teraz czuję.
OdpowiedzUsuńTwój dopisek daje mi jednak nadzieję. Szkoda, że Andi nie mógł go przeczytać.
Pozdrawiam cieplutko ;**
Również trzymam strone Andreasa, moim zdaniem nie są żadnym rodzeństwem skoro nie łączą ich więzy krwi...no chyba że ten news rodziców będzie własnie do tego nawiązywał..;D ale mam nadzieje ze nie ;)
OdpowiedzUsuńtroszke nieładnie zachowuje sie Sophie względem Stephana, dając mu niepotrzebnie nadzieje, ale w sumie dzieki temu jest ciekawiej :)
rozdział świetny, czekam na kolejny :) pozdrawiam :*
Hej to znowu ja :)
OdpowiedzUsuńTo mnie zaskoczyłaś tym Stephanem!Nie sądziłam, że się do tego posunie... Reakcja Andreasa - świetna!
Pozdrawiam i życzę duużżooo weny ;)
a moze do stephan powinien przyzwyczaić sophie do milosci? nie wiem juz ale wiem, ze andreas nie jest jej obojetny ani ona jemu i nie wiem jak to bedzie.
OdpowiedzUsuńJa jestem w tym chyba większym gronie osób, wspierających Andreasa :) Stephan wciąż nie wzbudza mojego zaufania.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że Andreas zawalczy o Sophie, trzymam za niego kciuki :)
Ja już nic nie wiem, obaj mają w sobie coś, co mogłoby przemawiać na ich stronę i nie wiem, kogo bym wolała przy boku Sophie, niech ona wybiera :D
OdpowiedzUsuńA dzieci to wielkie zło! :D
Jestem naprawdę rozdarta po tym rozdziale. Spodziewałam się tego, ale nie w taki sposób i przyznam, że zupełnie mnie zaskoczyłaś - a raczej oni mnie zaskoczyli i to wszyscy troje.
OdpowiedzUsuńOd początku byłam za Stephanem i naprawdę wierzyłam, że mogłoby nawet coś być między nim a Sophie, ale też cały czas czułam te emocje dziewczyny i Andiego, te czające się nad ich głowami uczucia. Podejrzewałam więc, że w końcu wybuchnie jakaś bomba. No i wybuchła, niesamowita! Bo choć jestem bardzo skołowana, nie wiem zupełnie co myśleć i którego z nich chcieć u boku Sophie, to niesamowicie podobał mi się ten rozdział.
Jeśli chodzi o Stpehana, to chyba bym go chciała, bo przez ten cały czas dzielnie trwał u jej boku, bo ofiarował cudowną przyjaźń i sprawiał wrażenie najsłodszego beznadziejnie zakochanego faceta. Chyba nawet ucieszyłabym się z pocałunku, nawet jeśli oznaczałby on, że chłopakowi nieco puściły nerwy i zamiast dzielnie czekać, aż ona będzie w końcu na to gotowa, to postanowił działać. Wybaczyłabym mu wiele i chciała go z Sophie, gdyby nie jej wcześniejsze rozmyślania i gdyby nie zachowanie w trakcie i tuż po pocałunku. Dlatego chyba niestety muszę się opowiedzieć przeciwko niemu. Sophie nic do niego nie czuje i obawiam się, że nie poczuje. To jej przyjaciel, lubi go i na pewno nie chce zranić, ale gdyby zdecydowała się z nim być, krzywdziłaby samą siebie. Za dużo wycierpiała, żeby sobie to robić. Szczególnie, że właśnie to jej zachowanie przy pocałunku świadczy, że w jej głowie już zagościł kto inny. No bo jaka dziewczyna, przejawiająca choć odrobinkę cieplejszych uczuć czy zainteresowania w trakcie pocałunku przejmuje się przede wszystkim, czy nie widział jej inny chłopak. Stephan ją pocałował, a ona od razu pomyślała o Andim. Wystraszyła się, że mógłby ją zobaczyć. No i zobaczył.
Tak oto przechodzę do Welliego, który też sprawił, że musiałam zbierać szczękę z podłogi, bo aż tak gorących uczuć i takiego wulkanu zazdrości to zupełnie się po nim nie spodziewałam. Owszem, dała się wyczuć jakieś przebłyski zainteresowania, może nieco większego niż rodzinne, ale i tak mnie zaskoczył. Tym bardziej, że w jakimś tam stopniu mógł się przecież tego spodziewać. Wiedział, że Stephan jest w niej po uszy zakochany i że robi sobie duże nadzieje z nią związane. W dodatku ona sama mu powiedziała, że już nie zamierza uciekać. Dlatego byłam w szoku na te bardzo żywe reakcje chłopaka, jednak był to jak najbardziej pozytywny szok. Podoba mi się taki zazdrosny i zakochany - chyba mogę użyć takiego słowa - Andi. Dlatego chyba zostaję przy nim i to jego chcę u boku Sophie. No chyba, że są prawdziwym rodzeństwem. Choć teraz byłoby to chyba bardzo bolesne dla nich, gdyby nagle taka informacja spadła im na głowę.
Dodam jeszcze, że rozczulił mnie ten obrazem małej Lindsay. Zarówno jak chciała, zeby Sophie puszczała jej bajkę, jak i śpiącej przy Andim. Słodki dzieciaczek.
No to teraz powiem, że chcę następny i niech podziała to tak, jak poprzednim razem :D
Ha! Ha! Wyszło na moje moja droga! :D
OdpowiedzUsuńTo, że niby są przyrodnim rodzeństwem nie znaczy, że Andi nic nie czuje do Sophie i co, i co? :D
Ja tu widzę, że coś się tutaj święci! :D
Teraz ja nadrabiam zaległości na blogach po intensywnej balandze ;)
Moja droga, co ja tu więcej będę dodawać!
Sama wiesz jak rozpływam się w zachwytach nad twoimi opisami, dialogami, rozterkami bohaterów :)
Sama teraz nie wiem co Sophie z tym wszystkim zrobi, czy naprawdę kocha Stephena czy jednak gdzieś głęboko tylko nie chce się przyznać kocha Andreasa :)
Pozdrawiam i weny!
Ps. Dziękuję za komentarz i słoneczko nic się nie dzieje! :)
Jak coś to zapraszam przy okazji na nowy blog:
http://dwa-swiaty-jedna-milosc.blogspot.com
No powiem Ci, że jakieś mieszane uczucia towarzyszą mi po tym rozdziale :)
OdpowiedzUsuńOczywiście trzymam stronę Andreasa, a Stephan jakoś mi się nie podoba, ale niech Sophie zdecyduje sama co jest dla niej dobre :)
Do następnego całusy :*
Witaj;)
OdpowiedzUsuńRozdział absolutnie cudny, improwizacje świetnie Ci wychodzą. Kto by pomyślał, że Sophie przekona się do dzieci? No, ale Lindsey jest w sumie urocza i dość grzeczna jak na dziecko. kolejne zaskoczenie. Chyba nie tylko Andreasa Sophie zaskakuje, bo mnie też,ale to naprawdę fajne uczucie odkrywać za każdym razem jej nowa stronę.
A więc Sophie jednak dała mu fałszywą nadzieję... Chyba trochę sama się oszukuje, bo nie chce stracić przyjaciela, a gdyby go odtrąciła... No, ale pocałunek? Nie wiem, jak ona to potem odkręci.
No i Andreas z jego pokręconymi uczuciami. Zdaje się, że sam się zakochał, tylko nie bardzo zdaje sobie z tego sprawę. czyżby walka o miłość? Zobaczymy...
Podsumowując, jak zawsze dialogi, przemyślenia i uczucia składają się na pełną emocji całość, którą czyta się jednym tchem. Zaczynam się uzależniać. Co ja zrobię, jak zaległości się skończą? Chyba będę musiała sobie odwyk zafundować;P Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]