[Andreas]
Koniec
sezonu to istny koszmar.
Wprawdzie
marzec dopiero się rozpoczął, a zatem zostały jeszcze jakieś trzy tygodnie do
Planicy i oficjalnego zakończenia Pucharu Świata, ale już wiem, że mam dość.
Nigdy
nie brałem udziału w tylu konkursach, nigdy nie musiałem aż tak dużo trenować,
skakać i podróżować. Ciągle z dala od domu, ciągle za granicą, w nieustannym
biegu. Zaczynam w końcu odczuwać skutki takiego trybu życia. Zwłaszcza jeśli
chodzi o szkołę.
Oczywiste
jest to, że częściej mnie nie ma, niż jestem w szkole i chyba nauczyciele
powoli zaczynają się z tego powodu irytować. Staram się godzić skoki z nauką,
ale przecież nie jestem maszyną i czasem po prostu nie wyrabiam. Kiedy jednak
wracam na trzy dni do domu i staję przed wszystkimi zaległościami, prawie padam
z wrażenia.
Już
pierwszego dnia zaliczam wszystko, z czym jestem w stanie od razu się zmierzyć,
resztę zostawiam na przyszły tydzień, chociaż dobrze wiem, że jeszcze będę tego
żałował, ale nie chcę teraz o tym myśleć. Zostaje mi tylko matematyka, ta
cholerna matematyka, z którą zawsze miałem największe problemy, jako że nie mam
ścisłego umysłu. Ślęczę nad nią do nocy, a i tak nazajutrz, w szkole, oblewam
test. Test, który musiałem napisać na przynajmniej 60%, żeby zaliczyć pierwszy
semestr. Nauczycielka daje mi jeszcze jeden dzień i pozwala napisać test
ponownie. Widzę, że robi to niechętnie, więc wiem, że to moja ostatnia szansa.
Prawdę
mówiąc, nie mam pojęcia co zrobić. Wlokę się do domu z opuszczoną nisko głową,
przez którą przewijają się smętne myśli. Jutro rano mam samolot, tym razem do
Lahti i powinienem już przygotowywać się na kolejne skoki, a tymczasem muszę
zamartwiać się testem z matematyki. Nie jest mi ani trochę do śmiechu, bo wiem
dobrze, jak zareagują rodzice. Jeśli nie zaliczę tego testu, mogę zapomnieć o
konkursach. W końcu kiedyś tam zawarliśmy umowę, że najpierw szkoła, a potem
skoki.
Wzdycham
ciężko i otwieram sobie drzwi. Ledwo przestępuję próg, słyszę dziecięcy głosik
Lindsay, a potem ona sama wyłania się zza rogu i wpada mi w ramiona. Witam się
z nią ciepło, bo naprawdę kocham tego szkraba, po czym biorę ją na ręce i idę
do kuchni. Mama posyła mi krótkie spojrzenie i wraca do krojenia warzyw.
-Co
tam w szkole? – pyta z typowym dla siebie entuzjazmem. Odstawiam Lindsay na
ziemię i siadam ciężko na krześle kuchennym.
-Kiepsko
– odpowiadam zgodnie z prawdą – Mnóstwo zaległości.
Mama
odwraca się powoli w moją stronę i widzę zaniepokojenie na jej twarzy.
-Ale
przecież wszystko zaliczysz, jak zawsze, prawda?
Słyszę
w jej głosie nadzieję. Ona zawsze we mnie wierzy, tym gorzej się czuję z
faktem, że trochę ją zawiodłem.
-Już
to zrobiłem. Poza … matematyką.
Zaniepokojenie
znika i pojawia się zrozumienie.
-Andi,
przecież zawsze miałeś problemy z matmą – mówi, a w jej głosie ponownie
pobrzmiewa radość – Dasz sobie radę, na razie skup się na skokach.
Ledwo
wierzę w to, co słyszę. Nie dziwię się jednak takiej lekkiej reakcji. Przecież
jeszcze jej nie powiedziałem, jakiej wagi jest mój problem.
-Mamo,
muszę jutro zaliczyć test semestralny. Inaczej będę miał poważne kłopoty.
Lindsay
łapie mamę za nogę, więc ta pochyla się i bierze ją na ręce. Uśmiecha się do
niej, ale kiedy spogląda na mnie, jej oczy są całkiem poważne.
-Andi,
chyba pamiętasz jaką mieliśmy umowę?
Wzdycham,
przecierając twarz dłońmi. Oczywiście, że pamiętam. W jednej chwili czuję, jak
jutrzejsze popołudnie, samolot do Lahti i konkursy, na które tak się cieszyłem,
mimo zmęczenia zaczynają się oddalać. Uciekać jak piasek przez palce. A to
wszystko dlatego, że nie wiem jak policzyć logarytmy albo narysować wykres
funkcji kwadratowej. Jakbym rzeczywiście potrzebował takiej wiedzy w życiu.
-Chyba
pójdę się uczyć – mówię, podnosząc się z krzesła. Im szybciej zacznę, tym
lepiej. Wprawdzie nie mam pojęcia, jak ogarnę trzy działy i to w jeden wieczór,
ale dla skoków zrobiłbym wszystko. Poza tym poddawanie się bez walki nie jest w
moim stylu.
Jestem
już w drzwiach, kiedy zatrzymuje mnie głos mamy:
-Może
powinieneś poprosić o pomoc Sophie.
Odwracam
się i patrzę na nią, zaskoczony.
-Sophie?
– powtarzam. W życiu nie przyszłoby mi to do głowy. Owszem, chodzimy razem do
klasy i mimo skąpej ilości czasu, jaką spędzam w szkole, zdążyłem zauważyć, że
całkiem nieźle sobie radzi z nauką, ale … Jakby to powiedzieć. Nie sądzę, żeby
proszenie jej o pouczenie się ze mną było dobrym pomysłem. Przecież
musielibyśmy siedzieć w jednym pokoju, oddychać tym samym powietrzem i
rozmawiać. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Mama
wzrusza ramieniem.
-Sprawia
wrażenie mądrej dziewczyny.
Mija
chwila, zanim dociera do mnie sens tego zdania. Wtedy też momentalnie się
krzywię.
-Dzięki,
mamo – mówię z przekąsem, po czym odwracam się, wychodzę z kuchni i ruszam na
górę.
Czeka
mnie ciężki wieczór.
Spędzam
godzinę nad logarytmami i już mam dość. Boli mnie głowa, szczypią oczy i mam
usilną potrzebę wyjścia na spacer. Wyglądam tęsknie przez okno. Jest piękne
popołudnie, śnieg pada obficie, informując wszystkich, że zima jeszcze się nie
skończyła i ma się całkiem dobrze. Najchętniej wziąłbym teraz narty i poszedł
na skocznię. Ale nie mogę. Muszę skupić się na nauce.
Przebieram
ołówkiem między palcami, biorąc głębokie oddechy i starając się skoncentrować.
Następnie przewracam kartkę i pogrążam się w lekturze.
Najpierw
podpieram głowę jedną ręką. Parę zdań później jedna ręka okazuje się być
niewystarczającą i muszę posłużyć się również drugą. Wreszcie docieram do
końca, więc biorę ołówek i próbuję zrobić jakieś zadanie.
Jakoś
radzę sobie z pierwszymi przykładami, ale potem zaczynają się trudniejsze, które
rozkładają mnie na łopatki. Odchylam się na krześle, czując ogarniającą mnie
falę frustracji i beznadziei. W życiu nie zaliczę tego testu. Mogę zapomnieć o
skokach. Dla mnie ten sezon już się skończył.
Trwam
przez chwilę w bezruchu, rozważając wszystkie opcje i zastanawiając się, co
zrobić.
W
końcu podejmuję decyzję.
Wstaję,
zabieram książkę z matmy i wychodzę na korytarz.
A
potem kieruję się do pokoju Sophie.
Kiedy
wchodzę do środka, Sophie siedzi na łóżku i czyta książkę. Na mój widok robi tę
samą minę, co zawsze. Minę, wyrażającą zaskoczenie pomieszane ze strachem.
Podchodzę bliżej i widzę jej spojrzenie spłoszonego zwierzątka. Mimo woli
zastanawiam się, czy kiedykolwiek spojrzy na mnie inaczej. Jednak nie to jest
teraz moim problemem.
-Mam
do ciebie prośbę – mówię od razu. Odkłada książkę na bok i mierzy mnie uważnym
spojrzeniem. Widzę wyraźnie jak zatrzymuje je na podręczniku do matematyki i
automatycznie ściąga brwi – Muszę jutro zaliczyć test semestralny z matmy.
Jeśli tego nie zrobię, grozi mi poprawka. A wtedy koniec ze skokami. Dlatego
potrzebuję twojej pomocy. Bo wiem, że całkiem dobrze sobie radzisz w szkole i
pomyślałem, że może … mogłabyś mi pomóc.
Spojrzenie
się zmienia. Strach w jej oczach jest tak wyraźny, że momentalnie tracę całą
nadzieję.
Chyba
na głowę upadłem, że do niej przyszedłem. Przecież powinienem był to
przewidzieć.
-Wiesz
co, zresztą nieważne, jakoś sobie poradzę – mruczę, po czym odwracam się i już
mam wyjść, gdy słyszę:
-Czekaj.
Zatrzymuję
się i zwracam ponownie w jej stronę. Sophie powoli wstaje z łóżka, wbija dłonie
w kieszenie dżinsów i spogląda na mnie niepewnie.
-W
czym dokładnie mam ci pomóc? – pyta cicho.
Postępuję
krok w jej stronę, na co ona cofa się, jakby odruchowo, więc zostaję w miejscu,
nie chcąc naruszać jej przestrzeni. Podnoszę książkę i odczytuję nazwy działów:
-Logarytmy,
funkcja kwadratowa i ciągi.
Sophie
milczy przez chwilę. Wbija wzrok gdzieś w przestrzeń i przygryza dolną wargę,
co oznacza, że toczy wewnętrzną walkę. Nie odzywam się, pozwalam jej podjąć decyzję.
Nie mogę jednak zapanować nad głośno bijącym sercem czy drżącymi dłońmi, kiedy
czekam w napięciu aż coś powie. Boję się, że odmówi. Boję się, że w ten weekend
nie ruszę się poza Willingen.
Słyszę,
jak cicho wzdycha, więc wracam do rzeczywistości. Patrzę na nią i nasze
spojrzenia się spotykają. Sophie odwraca szybko wzrok, po czym siada na łóżku i
klepie miejsce obok siebie.
A
więc zgodziła się.
Nie
czekając ani chwili dłużej siadam obok niej i oddycham z ulgą.
Wciąż
jeszcze jest nadzieja.
[Sophie]
Nie
wiem, dlaczego się zgodziłam. Ale żałuję tej decyzji już sekundę później, kiedy
Andreas siada obok mnie na łóżku, tak blisko, że nasze ramiona się stykają, a
do moich nozdrzy dociera zapach jego perfum.
Odsuwam
się parę centymetrów, żeby zachować dystans i spoglądam na otwartą stronę
książki.
A
potem przełamuję swój lęk i zmieniam się w nauczycielkę.
Andreas
słucha mnie uważnie, a potem sam robi zadania. Przyglądam mu się, jak leży na
brzuchu, gryzie końcówkę ołówka i intensywnie myśli. Zauważam, że zabawnie
marszczy brwi w skupieniu i ma zwyczaj nieustannego czochrania i tak już
zmierzwionych włosów. Na początku nie bardzo mu idzie, ale im dłużej siedzimy
nad książkami, im więcej mu tłumaczę, tym lepiej sobie radzi. Faktycznie, nie
ma wybitnego umysłu, ale jest inteligentny i potrafi złapać, o co chodzi. Kiedy
więc wybija dwudziesta, a my kończymy, jestem pewna, że bez problemu jutro
napisze ten test na wymagane 60%. Nawet mówię mu to cicho, co wywołuje uśmiech
na jego twarzy, choć widać, że jest zmęczony.
-Powinieneś
się chyba wyspać – zauważam, patrząc jak przeciera oczy i przeczesuje włosy
palcami. Uśmiecha się lekko, ale nawet nie próbuje ukryć wyraźnego wyczerpania.
-Dam
sobie radę.
Kiwam
głową i opuszczam wzrok. Nie wiem co jeszcze mogłabym zrobić albo powiedzieć.
Czekam aż Andreas podziękuje mi za pomoc i wyjdzie, ale on bynajmniej nie
zbiera się do wyjścia. Podnoszę więc głowę i spoglądam na niego.
Znowu
to samo. Znowu to przeszywające na wskroś spojrzenie, od którego aż dostaję
dreszczy. Przełykam ślinę i mruczę:
-Nie
rób tak.
Andreas
unosi brew.
-Jak?
– pyta, chociaż dobrze wiem, że wie. Odgarniam na bok książkę i kartki, na
których rozwiązywaliśmy zadania, po czym wstaję i podchodzę do okna. Od razu
czuję się lepiej, gdy oddalam się od niego i uciekam choć trochę przed jego
bliskością.
-Tak,
jakbyś chciał poznać wszystkie moje tajemnice – odpowiadam cicho, ze wzrokiem
wbitym w szybę. Śnieg pada gęsto, zasypując ulice. Coś mnie ściska w sercu,
kiedy uświadamiam sobie, że nie byłam dzisiaj na skoczni. I nie widziałam się
ze Stephanem.
-Próbuję
ci tylko pomóc.
Łagodny
głos Andreasa dociera do mnie, jakby z oddali. Mrugam, wracając do
rzeczywistości i posyłam mu jedno krótkie spojrzenie przez ramię. Siedzi na
łóżku, z dłońmi na kolanach i absolutnie nie sprawia wrażenia człowieka, który
zbiera się do wyjścia.
Wzdycham
cicho. Nie ma sensu się z nim kłócić. Nie ma sensu tłumaczyć mu, że taka pomoc
na nic mi się nie przyda. Obejmuję się ramionami i czekam, aż zostawi mnie
samą.
-Zauważyłem,
że jesteś dość blisko ze Stephanem – mówi, zaskakując mnie. Nie spodziewałam
się, że poruszy ten właśnie temat. Przy tym nie rozumiem sensu użytych przez
niego słów. Jestem dość blisko ze Stephanem? Ciekawe określenie – Bardzo cię
polubił. Ty go chyba też.
Patrzę
na płatki śniegu wirujące w powietrzu i zastanawiam się nad jego słowami. Ile w
nich prawdy? Nie wiem. Nie wiem, jak nazwać swoje uczucia do Stephana. Na pewno
mam w sobie jakąś garść sympatii do niego. Na pewno na swój sposób go
potrzebuję. Ale to wszystko nie jest takie proste. I właśnie taki jest problem
z Andreasem. Dla niego świat nie jest skomplikowany. Dla niego ludzie dzielą
się na czarnych i białych. Może dlatego nie umie mnie zrozumieć i może dlatego
wszelkie próby pomocy w moim kierunku są tak nietrafione. Może. Nie chcę tego
roztrząsać. Dość mam już problemów.
-Okej
– Andreas wzdycha – Nie chcesz rozmawiać, nie musimy rozmawiać.
Łóżko
skrzypi cicho, więc domyślam się, że chłopak wstał. Rozluźniam się nieco, bo to
oznacza, że już za chwilę zostanę zupełnie sama.
I
wtedy czuję jego oddech, niemal tuż przy swoim uchu.
-Tak
na marginesie, zauważyłem, że polubiłaś spanie w moim łóżku, jak mnie nie ma –
mówi cicho, a ja nieruchomieję, jakby stopy wrosły mi w podłogę – Nie musisz
się z tym kryć. Ja nie mam nic przeciwko.
Ledwo
kończy, ja odzyskuję zdolność ruchów, więc momentalnie odskakuję i prawie
przyklejam się do szyby. Serce wali mi młotem, usiłuję zapanować nad
mdłościami, jakie naszły mnie z powodu tak nieoczekiwanej bliskości drugiego
człowieka. Słyszę ciche trzaśnięcie drzwi.
Zostaję
sama.
Wybaczcie,
że to wszystko tak wolno przebiega. Akcja – jeśli w ogóle jakaś jest – wlecze
się jak ślimak, wiem o tym, ale obiecuję, że będzie lepiej. Po prostu Sophie to
taki złośliwy stworek i ciężko mi sobie z nią poradzić, ale chyba zaczynam ją
okiełznywać :D
Dziękuję
za Wasze wszystkie ciepłe słowa. Jesteście
wspaniałe ;)
Takie prowadzenie akcji bardzo mi odpowiada, wiesz? Jej większość opiera się na emocjach bohaterów, które opisujesz tak, że czytelnik może się w nie wczuć. A ja lubię przeżywać opowiadanie razem z bohaterami. Czyli krótko mówiąc, jest świetnie. A nawet lepiej.
OdpowiedzUsuńAndreas z Lindsay zawsze mnie rozczula. Ta mała chyba jeszcze nie wie jaką jest szczęściarą. Słodziutkie.
A co do matmy, to nie ma Andi łatwo. Mam jednak nadzieję, że dzięki pomocy Sophie zaliczy ten test, a potem jakoś się jej odwdzięczy.
Pozdrawiam ;***
Ah...ta Sophie:D Właściwie mi też się przydadzą korki z matmy...jestem chętna! :D A tak poważnie to świetny ten rozdział. Wcale nie nudny i ślamazarny, tylko obfity w uczucia bohaterów, co jest świetne i czego często brakuje w moim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać kolejnego, a ta ostatnia scena..cudna!!
Pozdrawiam cię moja kochana :)))
No to mając taką nauczycielke Andreas z pewnością sobie poradzi z testem.Jestem ciekawa skąd chłopak wie, że Sophie sypia w jego łóżku, ale w w sumie cieszę sie, że on wie:) Czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńOjej, kolejny cudowny piękny rozdział!
OdpowiedzUsuńCzytało mi się go tak lekko, tak przyjemnie, że nawet nie wiem kiedy zjechałam na sam koniec. O ile uwielbiam myśli Andreasa, jego sposób spostrzegania świata, tak Sophie normalnie mam ochotę złamać sobie moje chude palce! Co za pierdoła z niej, no!
Przepraszam zgwałcił ją kto, że ma taki odruch wymiotny na temat bliskości, czy co? :D
Pozdrawiam ciepło i pięknej weny na kolejny rozdział moja droga!
Mam tak samo jak Andi, też z matmą u mnie najgorzej. ;) Dobrze, że
OdpowiedzUsuńSophie zgodziła się mu pomóc, nawet mnie tym zaskoczyła. Już myślałam, że nie będzie chciała.
No i Andi wie, że Sophie śpi w jego łóżku, gdy go nie ma. Trochę mnie to zaskoczyło ;D Dobrze, że nie ma nic przeciwko. Jak jej się lepiej śpi w jego łóżku, to niech sobie śpi. :)
Co do akcji to nawet jest zrozumiałe, że tak wolno przebiega, bo Sophie taka już jest :D Mi to w sumie tak bardzo nie przeszkadza. ;)
Czekam na następny. ;)
Pozdrawiam ;*
Perfekcyjny Andreas ma kłopoty? Kapa z majcy? Oj nie ładnie! Tym razem role się odwracają. To Sophie mu pomaga, a nie on jej. Może w innym kontekście, ale to na pewno pozwoliło oderwać się dziewczynie od rzeczywistości i mimo jej reakcji, takie 'zbliżenie' dobrze jej zrobi.
OdpowiedzUsuńCzekam na rozwinięcie wątku Stephana. Czyżby Andi był zazdrosny o przyjaciela?
Prowadzenie akcji mi się podoba, takie już specyficzne charakterki się tu dobrały :)
Ciekawa jestem jaka jest 'normalna' Sophie, bez odruchów wymiotnych po spotkaniu człowieka :)
Pozdrawiam! :)
Hej ;*
OdpowiedzUsuńNominuję Cię do Liebster Award.
Pytania tu: http://slovenialovestory.blogspot.com/2013/06/liebster-award.html
Jak dla mnie akcja jest dobra, wcale nie jak ślimak! :D
OdpowiedzUsuńCzyżby matematyka ich do siebie zbliżyła? To było całkiem urocze, miło się czytało :) I ten Andreas, który poznał jej skrywany sekrecik, aww :)
Nominowałam cię do Liebster Award. Szczegóły znajdziesz u mnie :)
OdpowiedzUsuńAndreas nie rozumie matematyki? Andi, chodź do mnie, ja Ci to wytłumaczę! Ale ona była pierwsza, więc się nie wpycham, ale wiesz, jak coś, to się oferuję!
OdpowiedzUsuńO kurczę. Akurat z matematyką to ja mogłabym zaszaleć ;p;p dobra, koniec moich kiepskich żartów.
OdpowiedzUsuńNo cóż ja ci mogę powiedzieć poza tym, że jesteś fenomenalna i fantastyczna, no?
Andreas to jednak świetny chłopak, ma tak dużo na głowie a tak się jeszcze stara to wszystko ogarnąć. I zgłosił się na ochotnika do korepetycji u Sophie, a to na pewno wymagało sporo odwagi.
Tak samo jak u niej sporo odwagi wymagało wyrażenie zgody. Ale należą się jej za to małe brawa. Gdyby nie ten "odruch wymiotny" to powiedziałabym, że coś się normalnie w niej zmieniło. Ale jednak chyba nie.
Oczy miałam ogromne, jak przeczytałam, że ON WIE. Kurczę. I co ona teraz? Przestanie czy nie?
Pozdrawiam^^
Nie będę raczej oryginalna, mówiąc, że mi też podoba się sposób w jaki prowadzisz tutaj akcję. To bardzo pasuje do bohaterów, a raczej do Sophie. Poza tym dzięki temu, że nie gonisz z wydarzeniami, pozostaje dużo miejsca na uczucia i emocje, które tak uwielbiam w tej historii. Muszę jednak przyznać, że bardzo podobało mi się to, jak Welli podszedł do dziewczyny i rzucił to o spaniu w jego łóżku. Zaczepne i jak dla mnie nieco dwuznaczne, Welli z pazurkiem bardzo mi się podoba. Normalnie aż poczułam takie przeskakujące między nimi iskry, szkoda tylko - a może to własnie taki urok tej historii - że Sophie tak boi się tych iskier. Ucieka przed biednym Andim, jakby ją miał co najmniej zjeść.
OdpowiedzUsuńNo i kto by pomyślał, że to matematyka będzie sposobem na przełamanie kolejnych lodów, bo tak mi się wydaje, że ta nauka co nieco jednak zbliżyła ich do siebie. Mimo ogólnych reakcji Sophie i tego zakończenia, spędzili razem czas w całkiem normalny i spokojny sposób. Jak na początek to naprawdę duże coś. Może dlatego, że tym razem to on potrzebował pomocy, a nie próbował na siłę ofiarować jej swoją. W każdym razie podoba mi się to, jak się do siebie tak kroczek po kroczku zbliżają. Choć Welli oczywiście na koniec zrobił wielgachny krok i całkiem możliwe, że znów wszystko zepsuł.
Zastanawia mnie ta uwaga o Stephanie - próba rozpoczęcia jakiegoś wspólnego im tematu - w końcu Stephan to również jego kumpel - czy może jednak przemawiała przez niego zazdrość? Tylko że teraz to za sprawą Welliego Sophie nie poszła na skocznie i nie widziała się z chłopakiem... żeby tylko jakaś kumpelska wojna z tego nie wynikła.
Mam też nadzieję, że Welli zda ten test i będzie mógł dalej skakać, bo widać, że jest to dla niego bardzo ważne.
Czekam na ciąg dalszy.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam za tak potężne opóźnienie. Jakiś wenobrak połączony ze zwątpieniem we własne umiejętności mnie dopadł i pociągnął na dno, tak, że na jakiś czas porzuciłam blogosferę. Teraz już wracam i mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu nieco dłużej.
OdpowiedzUsuńNo, ale już nie gadam bezsensownie tylko komentuję ten rozdział, bo jeszcze jeden na mnie czeka.
No więc tak. Rozdział bardzo mi się podobał, zresztą jak zwykle w twoim przypadku. Lubię twoją twórczość i tego ukryć się nie da.
Mi tam się podoba bieg wydarzeń. Nie jest ani za szybki, ani za wolny. Taki w sam raz bym powiedziała. Wszystko biegnie swoim rytmem i to jest ok. Bohaterowie powoli przełamują się, a raczej czyni to Sophie. Bo Andreas raczej nie potrzebuje żadnego przełamywania. Gość jest otwarty i za to go lubię.
Kto by pomyślał, że głupia matematyka pozwoli Sophie nieco się otworzyć na resztę domowników. No cóż, każdy sposób jest dobry. Może teraz będzie już z górki? Lecę czytać dalej.
Witaj;)
OdpowiedzUsuńPrzede wszystkim uważam, że akcja jest w porządku. W końcu to nie przygodówka, prawda? Siłą tego opowiadania jest psychologizm, uczucia. dlatego akcja mi odpowiada. W prawdziwym życiu też nic nie idzie szybko, prawda?
A teraz do rzeczy. Andreas to prawdziwy tytan pracy i zastanawiam się, czy to się nie odbije na jego zdrowiu... No a jego rodzice taryfy ulgowej mu nie dają. W sumie się nie dziwię, szkoła jest ważna, a pogoń za marzeniami zawsze jest trudna. Ta cholerna matematyka... Skąd ja to znam? w sumie spodziewałam się, że w końcu pójdzie do Sophie. Tonący brzytwy się chwyta. Sophie to naprawdę odważna dziewczyna i pomogła mu, choć się bała. I paradoksalnie jakieś lody zostały przełamane. Nie sądziłam, że wrócisz do łóżka;P Końcówka wyszła Ci naprawdę zgrabnie, tak, że jakby szybciej bije serce;)
Co mogę dodać? chyba nigdy nie znudzi mi się śledzenie powolnego otwierania się Sophie. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego pod względem psychologicznym. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]