poniedziałek, 3 czerwca 2013

Siódmy: Friend in need is friend indeed.

[Andreas]

Koniec sezonu to istny koszmar.
Wprawdzie marzec dopiero się rozpoczął, a zatem zostały jeszcze jakieś trzy tygodnie do Planicy i oficjalnego zakończenia Pucharu Świata, ale już wiem, że mam dość.
Nigdy nie brałem udziału w tylu konkursach, nigdy nie musiałem aż tak dużo trenować, skakać i podróżować. Ciągle z dala od domu, ciągle za granicą, w nieustannym biegu. Zaczynam w końcu odczuwać skutki takiego trybu życia. Zwłaszcza jeśli chodzi o szkołę.
Oczywiste jest to, że częściej mnie nie ma, niż jestem w szkole i chyba nauczyciele powoli zaczynają się z tego powodu irytować. Staram się godzić skoki z nauką, ale przecież nie jestem maszyną i czasem po prostu nie wyrabiam. Kiedy jednak wracam na trzy dni do domu i staję przed wszystkimi zaległościami, prawie padam z wrażenia.
Już pierwszego dnia zaliczam wszystko, z czym jestem w stanie od razu się zmierzyć, resztę zostawiam na przyszły tydzień, chociaż dobrze wiem, że jeszcze będę tego żałował, ale nie chcę teraz o tym myśleć. Zostaje mi tylko matematyka, ta cholerna matematyka, z którą zawsze miałem największe problemy, jako że nie mam ścisłego umysłu. Ślęczę nad nią do nocy, a i tak nazajutrz, w szkole, oblewam test. Test, który musiałem napisać na przynajmniej 60%, żeby zaliczyć pierwszy semestr. Nauczycielka daje mi jeszcze jeden dzień i pozwala napisać test ponownie. Widzę, że robi to niechętnie, więc wiem, że to moja ostatnia szansa.
Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia co zrobić. Wlokę się do domu z opuszczoną nisko głową, przez którą przewijają się smętne myśli. Jutro rano mam samolot, tym razem do Lahti i powinienem już przygotowywać się na kolejne skoki, a tymczasem muszę zamartwiać się testem z matematyki. Nie jest mi ani trochę do śmiechu, bo wiem dobrze, jak zareagują rodzice. Jeśli nie zaliczę tego testu, mogę zapomnieć o konkursach. W końcu kiedyś tam zawarliśmy umowę, że najpierw szkoła, a potem skoki.
Wzdycham ciężko i otwieram sobie drzwi. Ledwo przestępuję próg, słyszę dziecięcy głosik Lindsay, a potem ona sama wyłania się zza rogu i wpada mi w ramiona. Witam się z nią ciepło, bo naprawdę kocham tego szkraba, po czym biorę ją na ręce i idę do kuchni. Mama posyła mi krótkie spojrzenie i wraca do krojenia warzyw.
-Co tam w szkole? – pyta z typowym dla siebie entuzjazmem. Odstawiam Lindsay na ziemię i siadam ciężko na krześle kuchennym.
-Kiepsko – odpowiadam zgodnie z prawdą – Mnóstwo zaległości.
Mama odwraca się powoli w moją stronę i widzę zaniepokojenie na jej twarzy.
-Ale przecież wszystko zaliczysz, jak zawsze, prawda?
Słyszę w jej głosie nadzieję. Ona zawsze we mnie wierzy, tym gorzej się czuję z faktem, że trochę ją zawiodłem.
-Już to zrobiłem. Poza … matematyką.
Zaniepokojenie znika i pojawia się zrozumienie.
-Andi, przecież zawsze miałeś problemy z matmą – mówi, a w jej głosie ponownie pobrzmiewa radość – Dasz sobie radę, na razie skup się na skokach.
Ledwo wierzę w to, co słyszę. Nie dziwię się jednak takiej lekkiej reakcji. Przecież jeszcze jej nie powiedziałem, jakiej wagi jest mój problem.
-Mamo, muszę jutro zaliczyć test semestralny. Inaczej będę miał poważne kłopoty.
Lindsay łapie mamę za nogę, więc ta pochyla się i bierze ją na ręce. Uśmiecha się do niej, ale kiedy spogląda na mnie, jej oczy są całkiem poważne.
-Andi, chyba pamiętasz jaką mieliśmy umowę?
Wzdycham, przecierając twarz dłońmi. Oczywiście, że pamiętam. W jednej chwili czuję, jak jutrzejsze popołudnie, samolot do Lahti i konkursy, na które tak się cieszyłem, mimo zmęczenia zaczynają się oddalać. Uciekać jak piasek przez palce. A to wszystko dlatego, że nie wiem jak policzyć logarytmy albo narysować wykres funkcji kwadratowej. Jakbym rzeczywiście potrzebował takiej wiedzy w życiu.
-Chyba pójdę się uczyć – mówię, podnosząc się z krzesła. Im szybciej zacznę, tym lepiej. Wprawdzie nie mam pojęcia, jak ogarnę trzy działy i to w jeden wieczór, ale dla skoków zrobiłbym wszystko. Poza tym poddawanie się bez walki nie jest w moim stylu.
Jestem już w drzwiach, kiedy zatrzymuje mnie głos mamy:
-Może powinieneś poprosić o pomoc Sophie.
Odwracam się i patrzę na nią, zaskoczony.
-Sophie? – powtarzam. W życiu nie przyszłoby mi to do głowy. Owszem, chodzimy razem do klasy i mimo skąpej ilości czasu, jaką spędzam w szkole, zdążyłem zauważyć, że całkiem nieźle sobie radzi z nauką, ale … Jakby to powiedzieć. Nie sądzę, żeby proszenie jej o pouczenie się ze mną było dobrym pomysłem. Przecież musielibyśmy siedzieć w jednym pokoju, oddychać tym samym powietrzem i rozmawiać. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
Mama wzrusza ramieniem.
-Sprawia wrażenie mądrej dziewczyny.
Mija chwila, zanim dociera do mnie sens tego zdania. Wtedy też momentalnie się krzywię.
-Dzięki, mamo – mówię z przekąsem, po czym odwracam się, wychodzę z kuchni i ruszam na górę.
Czeka mnie ciężki wieczór.


Spędzam godzinę nad logarytmami i już mam dość. Boli mnie głowa, szczypią oczy i mam usilną potrzebę wyjścia na spacer. Wyglądam tęsknie przez okno. Jest piękne popołudnie, śnieg pada obficie, informując wszystkich, że zima jeszcze się nie skończyła i ma się całkiem dobrze. Najchętniej wziąłbym teraz narty i poszedł na skocznię. Ale nie mogę. Muszę skupić się na nauce.
Przebieram ołówkiem między palcami, biorąc głębokie oddechy i starając się skoncentrować. Następnie przewracam kartkę i pogrążam się w lekturze.
Najpierw podpieram głowę jedną ręką. Parę zdań później jedna ręka okazuje się być niewystarczającą i muszę posłużyć się również drugą. Wreszcie docieram do końca, więc biorę ołówek i próbuję zrobić jakieś zadanie.
Jakoś radzę sobie z pierwszymi przykładami, ale potem zaczynają się trudniejsze, które rozkładają mnie na łopatki. Odchylam się na krześle, czując ogarniającą mnie falę frustracji i beznadziei. W życiu nie zaliczę tego testu. Mogę zapomnieć o skokach. Dla mnie ten sezon już się skończył.
Trwam przez chwilę w bezruchu, rozważając wszystkie opcje i zastanawiając się, co zrobić.
W końcu podejmuję decyzję.
Wstaję, zabieram książkę z matmy i wychodzę na korytarz.
A potem kieruję się do pokoju Sophie.


Kiedy wchodzę do środka, Sophie siedzi na łóżku i czyta książkę. Na mój widok robi tę samą minę, co zawsze. Minę, wyrażającą zaskoczenie pomieszane ze strachem. Podchodzę bliżej i widzę jej spojrzenie spłoszonego zwierzątka. Mimo woli zastanawiam się, czy kiedykolwiek spojrzy na mnie inaczej. Jednak nie to jest teraz moim problemem.
-Mam do ciebie prośbę – mówię od razu. Odkłada książkę na bok i mierzy mnie uważnym spojrzeniem. Widzę wyraźnie jak zatrzymuje je na podręczniku do matematyki i automatycznie ściąga brwi – Muszę jutro zaliczyć test semestralny z matmy. Jeśli tego nie zrobię, grozi mi poprawka. A wtedy koniec ze skokami. Dlatego potrzebuję twojej pomocy. Bo wiem, że całkiem dobrze sobie radzisz w szkole i pomyślałem, że może … mogłabyś mi pomóc.
Spojrzenie się zmienia. Strach w jej oczach jest tak wyraźny, że momentalnie tracę całą nadzieję.
Chyba na głowę upadłem, że do niej przyszedłem. Przecież powinienem był to przewidzieć.
-Wiesz co, zresztą nieważne, jakoś sobie poradzę – mruczę, po czym odwracam się i już mam wyjść, gdy słyszę:
-Czekaj.
Zatrzymuję się i zwracam ponownie w jej stronę. Sophie powoli wstaje z łóżka, wbija dłonie w kieszenie dżinsów i spogląda na mnie niepewnie.
-W czym dokładnie mam ci pomóc? – pyta cicho.
Postępuję krok w jej stronę, na co ona cofa się, jakby odruchowo, więc zostaję w miejscu, nie chcąc naruszać jej przestrzeni. Podnoszę książkę i odczytuję nazwy działów:
-Logarytmy, funkcja kwadratowa i ciągi.
Sophie milczy przez chwilę. Wbija wzrok gdzieś w przestrzeń i przygryza dolną wargę, co oznacza, że toczy wewnętrzną walkę. Nie odzywam się, pozwalam jej podjąć decyzję. Nie mogę jednak zapanować nad głośno bijącym sercem czy drżącymi dłońmi, kiedy czekam w napięciu aż coś powie. Boję się, że odmówi. Boję się, że w ten weekend nie ruszę się poza Willingen.
Słyszę, jak cicho wzdycha, więc wracam do rzeczywistości. Patrzę na nią i nasze spojrzenia się spotykają. Sophie odwraca szybko wzrok, po czym siada na łóżku i klepie miejsce obok siebie.
A więc zgodziła się.
Nie czekając ani chwili dłużej siadam obok niej i oddycham z ulgą.
Wciąż jeszcze jest nadzieja.


[Sophie]

Nie wiem, dlaczego się zgodziłam. Ale żałuję tej decyzji już sekundę później, kiedy Andreas siada obok mnie na łóżku, tak blisko, że nasze ramiona się stykają, a do moich nozdrzy dociera zapach jego perfum.
Odsuwam się parę centymetrów, żeby zachować dystans i spoglądam na otwartą stronę książki.
A potem przełamuję swój lęk i zmieniam się w nauczycielkę.
Andreas słucha mnie uważnie, a potem sam robi zadania. Przyglądam mu się, jak leży na brzuchu, gryzie końcówkę ołówka i intensywnie myśli. Zauważam, że zabawnie marszczy brwi w skupieniu i ma zwyczaj nieustannego czochrania i tak już zmierzwionych włosów. Na początku nie bardzo mu idzie, ale im dłużej siedzimy nad książkami, im więcej mu tłumaczę, tym lepiej sobie radzi. Faktycznie, nie ma wybitnego umysłu, ale jest inteligentny i potrafi złapać, o co chodzi. Kiedy więc wybija dwudziesta, a my kończymy, jestem pewna, że bez problemu jutro napisze ten test na wymagane 60%. Nawet mówię mu to cicho, co wywołuje uśmiech na jego twarzy, choć widać, że jest zmęczony.
-Powinieneś się chyba wyspać – zauważam, patrząc jak przeciera oczy i przeczesuje włosy palcami. Uśmiecha się lekko, ale nawet nie próbuje ukryć wyraźnego wyczerpania.
-Dam sobie radę.
Kiwam głową i opuszczam wzrok. Nie wiem co jeszcze mogłabym zrobić albo powiedzieć. Czekam aż Andreas podziękuje mi za pomoc i wyjdzie, ale on bynajmniej nie zbiera się do wyjścia. Podnoszę więc głowę i spoglądam na niego.
Znowu to samo. Znowu to przeszywające na wskroś spojrzenie, od którego aż dostaję dreszczy. Przełykam ślinę i mruczę:
-Nie rób tak.
Andreas unosi brew.
-Jak? – pyta, chociaż dobrze wiem, że wie. Odgarniam na bok książkę i kartki, na których rozwiązywaliśmy zadania, po czym wstaję i podchodzę do okna. Od razu czuję się lepiej, gdy oddalam się od niego i uciekam choć trochę przed jego bliskością.
-Tak, jakbyś chciał poznać wszystkie moje tajemnice – odpowiadam cicho, ze wzrokiem wbitym w szybę. Śnieg pada gęsto, zasypując ulice. Coś mnie ściska w sercu, kiedy uświadamiam sobie, że nie byłam dzisiaj na skoczni. I nie widziałam się ze Stephanem.
-Próbuję ci tylko pomóc.
Łagodny głos Andreasa dociera do mnie, jakby z oddali. Mrugam, wracając do rzeczywistości i posyłam mu jedno krótkie spojrzenie przez ramię. Siedzi na łóżku, z dłońmi na kolanach i absolutnie nie sprawia wrażenia człowieka, który zbiera się do wyjścia.
Wzdycham cicho. Nie ma sensu się z nim kłócić. Nie ma sensu tłumaczyć mu, że taka pomoc na nic mi się nie przyda. Obejmuję się ramionami i czekam, aż zostawi mnie samą.
-Zauważyłem, że jesteś dość blisko ze Stephanem – mówi, zaskakując mnie. Nie spodziewałam się, że poruszy ten właśnie temat. Przy tym nie rozumiem sensu użytych przez niego słów. Jestem dość blisko ze Stephanem? Ciekawe określenie – Bardzo cię polubił. Ty go chyba też.
Patrzę na płatki śniegu wirujące w powietrzu i zastanawiam się nad jego słowami. Ile w nich prawdy? Nie wiem. Nie wiem, jak nazwać swoje uczucia do Stephana. Na pewno mam w sobie jakąś garść sympatii do niego. Na pewno na swój sposób go potrzebuję. Ale to wszystko nie jest takie proste. I właśnie taki jest problem z Andreasem. Dla niego świat nie jest skomplikowany. Dla niego ludzie dzielą się na czarnych i białych. Może dlatego nie umie mnie zrozumieć i może dlatego wszelkie próby pomocy w moim kierunku są tak nietrafione. Może. Nie chcę tego roztrząsać. Dość mam już problemów.
-Okej – Andreas wzdycha – Nie chcesz rozmawiać, nie musimy rozmawiać.
Łóżko skrzypi cicho, więc domyślam się, że chłopak wstał. Rozluźniam się nieco, bo to oznacza, że już za chwilę zostanę zupełnie sama.
I wtedy czuję jego oddech, niemal tuż przy swoim uchu.
-Tak na marginesie, zauważyłem, że polubiłaś spanie w moim łóżku, jak mnie nie ma – mówi cicho, a ja nieruchomieję, jakby stopy wrosły mi w podłogę – Nie musisz się z tym kryć. Ja nie mam nic przeciwko.
Ledwo kończy, ja odzyskuję zdolność ruchów, więc momentalnie odskakuję i prawie przyklejam się do szyby. Serce wali mi młotem, usiłuję zapanować nad mdłościami, jakie naszły mnie z powodu tak nieoczekiwanej bliskości drugiego człowieka. Słyszę ciche trzaśnięcie drzwi.
Zostaję sama.


Wybaczcie, że to wszystko tak wolno przebiega. Akcja – jeśli w ogóle jakaś jest – wlecze się jak ślimak, wiem o tym, ale obiecuję, że będzie lepiej. Po prostu Sophie to taki złośliwy stworek i ciężko mi sobie z nią poradzić, ale chyba zaczynam ją okiełznywać :D

Dziękuję za Wasze wszystkie ciepłe słowa. Jesteście wspaniałe ;)

14 komentarzy:

  1. Takie prowadzenie akcji bardzo mi odpowiada, wiesz? Jej większość opiera się na emocjach bohaterów, które opisujesz tak, że czytelnik może się w nie wczuć. A ja lubię przeżywać opowiadanie razem z bohaterami. Czyli krótko mówiąc, jest świetnie. A nawet lepiej.
    Andreas z Lindsay zawsze mnie rozczula. Ta mała chyba jeszcze nie wie jaką jest szczęściarą. Słodziutkie.
    A co do matmy, to nie ma Andi łatwo. Mam jednak nadzieję, że dzięki pomocy Sophie zaliczy ten test, a potem jakoś się jej odwdzięczy.
    Pozdrawiam ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah...ta Sophie:D Właściwie mi też się przydadzą korki z matmy...jestem chętna! :D A tak poważnie to świetny ten rozdział. Wcale nie nudny i ślamazarny, tylko obfity w uczucia bohaterów, co jest świetne i czego często brakuje w moim opowiadaniu.
    Już nie mogę się doczekać kolejnego, a ta ostatnia scena..cudna!!
    Pozdrawiam cię moja kochana :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. No to mając taką nauczycielke Andreas z pewnością sobie poradzi z testem.Jestem ciekawa skąd chłopak wie, że Sophie sypia w jego łóżku, ale w w sumie cieszę sie, że on wie:) Czekam na kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojej, kolejny cudowny piękny rozdział!
    Czytało mi się go tak lekko, tak przyjemnie, że nawet nie wiem kiedy zjechałam na sam koniec. O ile uwielbiam myśli Andreasa, jego sposób spostrzegania świata, tak Sophie normalnie mam ochotę złamać sobie moje chude palce! Co za pierdoła z niej, no!
    Przepraszam zgwałcił ją kto, że ma taki odruch wymiotny na temat bliskości, czy co? :D

    Pozdrawiam ciepło i pięknej weny na kolejny rozdział moja droga!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam tak samo jak Andi, też z matmą u mnie najgorzej. ;) Dobrze, że
    Sophie zgodziła się mu pomóc, nawet mnie tym zaskoczyła. Już myślałam, że nie będzie chciała.
    No i Andi wie, że Sophie śpi w jego łóżku, gdy go nie ma. Trochę mnie to zaskoczyło ;D Dobrze, że nie ma nic przeciwko. Jak jej się lepiej śpi w jego łóżku, to niech sobie śpi. :)
    Co do akcji to nawet jest zrozumiałe, że tak wolno przebiega, bo Sophie taka już jest :D Mi to w sumie tak bardzo nie przeszkadza. ;)
    Czekam na następny. ;)
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Perfekcyjny Andreas ma kłopoty? Kapa z majcy? Oj nie ładnie! Tym razem role się odwracają. To Sophie mu pomaga, a nie on jej. Może w innym kontekście, ale to na pewno pozwoliło oderwać się dziewczynie od rzeczywistości i mimo jej reakcji, takie 'zbliżenie' dobrze jej zrobi.
    Czekam na rozwinięcie wątku Stephana. Czyżby Andi był zazdrosny o przyjaciela?
    Prowadzenie akcji mi się podoba, takie już specyficzne charakterki się tu dobrały :)
    Ciekawa jestem jaka jest 'normalna' Sophie, bez odruchów wymiotnych po spotkaniu człowieka :)

    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej ;*
    Nominuję Cię do Liebster Award.
    Pytania tu: http://slovenialovestory.blogspot.com/2013/06/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Jak dla mnie akcja jest dobra, wcale nie jak ślimak! :D
    Czyżby matematyka ich do siebie zbliżyła? To było całkiem urocze, miło się czytało :) I ten Andreas, który poznał jej skrywany sekrecik, aww :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam cię do Liebster Award. Szczegóły znajdziesz u mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Andreas nie rozumie matematyki? Andi, chodź do mnie, ja Ci to wytłumaczę! Ale ona była pierwsza, więc się nie wpycham, ale wiesz, jak coś, to się oferuję!

    OdpowiedzUsuń
  11. O kurczę. Akurat z matematyką to ja mogłabym zaszaleć ;p;p dobra, koniec moich kiepskich żartów.
    No cóż ja ci mogę powiedzieć poza tym, że jesteś fenomenalna i fantastyczna, no?
    Andreas to jednak świetny chłopak, ma tak dużo na głowie a tak się jeszcze stara to wszystko ogarnąć. I zgłosił się na ochotnika do korepetycji u Sophie, a to na pewno wymagało sporo odwagi.
    Tak samo jak u niej sporo odwagi wymagało wyrażenie zgody. Ale należą się jej za to małe brawa. Gdyby nie ten "odruch wymiotny" to powiedziałabym, że coś się normalnie w niej zmieniło. Ale jednak chyba nie.
    Oczy miałam ogromne, jak przeczytałam, że ON WIE. Kurczę. I co ona teraz? Przestanie czy nie?
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie będę raczej oryginalna, mówiąc, że mi też podoba się sposób w jaki prowadzisz tutaj akcję. To bardzo pasuje do bohaterów, a raczej do Sophie. Poza tym dzięki temu, że nie gonisz z wydarzeniami, pozostaje dużo miejsca na uczucia i emocje, które tak uwielbiam w tej historii. Muszę jednak przyznać, że bardzo podobało mi się to, jak Welli podszedł do dziewczyny i rzucił to o spaniu w jego łóżku. Zaczepne i jak dla mnie nieco dwuznaczne, Welli z pazurkiem bardzo mi się podoba. Normalnie aż poczułam takie przeskakujące między nimi iskry, szkoda tylko - a może to własnie taki urok tej historii - że Sophie tak boi się tych iskier. Ucieka przed biednym Andim, jakby ją miał co najmniej zjeść.
    No i kto by pomyślał, że to matematyka będzie sposobem na przełamanie kolejnych lodów, bo tak mi się wydaje, że ta nauka co nieco jednak zbliżyła ich do siebie. Mimo ogólnych reakcji Sophie i tego zakończenia, spędzili razem czas w całkiem normalny i spokojny sposób. Jak na początek to naprawdę duże coś. Może dlatego, że tym razem to on potrzebował pomocy, a nie próbował na siłę ofiarować jej swoją. W każdym razie podoba mi się to, jak się do siebie tak kroczek po kroczku zbliżają. Choć Welli oczywiście na koniec zrobił wielgachny krok i całkiem możliwe, że znów wszystko zepsuł.
    Zastanawia mnie ta uwaga o Stephanie - próba rozpoczęcia jakiegoś wspólnego im tematu - w końcu Stephan to również jego kumpel - czy może jednak przemawiała przez niego zazdrość? Tylko że teraz to za sprawą Welliego Sophie nie poszła na skocznie i nie widziała się z chłopakiem... żeby tylko jakaś kumpelska wojna z tego nie wynikła.
    Mam też nadzieję, że Welli zda ten test i będzie mógł dalej skakać, bo widać, że jest to dla niego bardzo ważne.
    Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam, przepraszam, przepraszam za tak potężne opóźnienie. Jakiś wenobrak połączony ze zwątpieniem we własne umiejętności mnie dopadł i pociągnął na dno, tak, że na jakiś czas porzuciłam blogosferę. Teraz już wracam i mam nadzieję, że wytrwam w tym postanowieniu nieco dłużej.
    No, ale już nie gadam bezsensownie tylko komentuję ten rozdział, bo jeszcze jeden na mnie czeka.
    No więc tak. Rozdział bardzo mi się podobał, zresztą jak zwykle w twoim przypadku. Lubię twoją twórczość i tego ukryć się nie da.
    Mi tam się podoba bieg wydarzeń. Nie jest ani za szybki, ani za wolny. Taki w sam raz bym powiedziała. Wszystko biegnie swoim rytmem i to jest ok. Bohaterowie powoli przełamują się, a raczej czyni to Sophie. Bo Andreas raczej nie potrzebuje żadnego przełamywania. Gość jest otwarty i za to go lubię.
    Kto by pomyślał, że głupia matematyka pozwoli Sophie nieco się otworzyć na resztę domowników. No cóż, każdy sposób jest dobry. Może teraz będzie już z górki? Lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Witaj;)
    Przede wszystkim uważam, że akcja jest w porządku. W końcu to nie przygodówka, prawda? Siłą tego opowiadania jest psychologizm, uczucia. dlatego akcja mi odpowiada. W prawdziwym życiu też nic nie idzie szybko, prawda?
    A teraz do rzeczy. Andreas to prawdziwy tytan pracy i zastanawiam się, czy to się nie odbije na jego zdrowiu... No a jego rodzice taryfy ulgowej mu nie dają. W sumie się nie dziwię, szkoła jest ważna, a pogoń za marzeniami zawsze jest trudna. Ta cholerna matematyka... Skąd ja to znam? w sumie spodziewałam się, że w końcu pójdzie do Sophie. Tonący brzytwy się chwyta. Sophie to naprawdę odważna dziewczyna i pomogła mu, choć się bała. I paradoksalnie jakieś lody zostały przełamane. Nie sądziłam, że wrócisz do łóżka;P Końcówka wyszła Ci naprawdę zgrabnie, tak, że jakby szybciej bije serce;)
    Co mogę dodać? chyba nigdy nie znudzi mi się śledzenie powolnego otwierania się Sophie. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego pod względem psychologicznym. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń