[Andreas]
Ostatnio
coraz częściej łapię się na tym, że myślę o Sophie. Ta dziewczyna zajmuje moje
myśli zdecydowanie zbyt często.
Nie
potrafię jej rozszyfrować. Widzę, że jest zamknięta w sobie, samotna i
zraniona. Widzę to i chcę jej pomóc, ale ona konsekwentnie mi to uniemożliwia.
Każde jej zachowanie, każdy gest wyrażają ogromny dystans i są sygnałem do
trzymania się od niej z daleka. A ja boję się podchodzić bliżej, boję się
naciskać i naruszać jej intymność, bo to tylko mogłoby ją bardziej zranić.
Czasem chciałbym po prostu ją objąć, przytulić mocno do siebie i zapewnić, że
wszystko się ułoży. Ale przecież wiem, że nie mam takiego prawa. Jestem pewien
że gdybym tylko odważył się ją dotknąć natychmiast by uciekła, a potem odnosiła
się do mnie z jeszcze większym dystansem. Pozostaje mi więc chyba jedynie stać
z boku i przyglądać się jak sama, nieporadnie radzi sobie z życiem. Dałbym
wiele, żeby rodzice coś zobaczyli, bo może im łatwiej byłoby do niej dotrzeć,
ale najwyraźniej dla nich nie ma problemu. A zawsze mi się wydawało, że moja
matka jest pełna empatii i zrozumienia. Chyba ją przeceniłem.
Nie,
do cholery, nie mogę tak po prostu bezczynnie siedzieć i patrzeć na jej
cierpienie! Nie takim typem człowieka jestem. Póki da się coś zrobić,
cokolwiek, ja na pewno to zrobię. Cokolwiek byle tylko zamienić te jej smutne,
zawsze pełne melancholii i tęsknoty oczy w radosne.
No
właśnie, jej oczy. Zafascynowały mnie od początku, od pierwszej chwili, w
której w nie spojrzałem. Nigdy nie widziałem tylu uczuć zapisanych w jednym
jedynym spojrzeniu, jak te, które mi rzuciła, zanim szybko odwróciła wzrok. Już wtedy
wydała mi się krucha jak szkło. Dlatego też tak bardzo boję się działać, bo ją
tak łatwo można potłuc. Tak łatwo można pozostawić kolejną rysę na jej sercu,
na duszy. Dopisać jeszcze jeden odcień smutku do tych jej przepełnionych bólem
oczu…
Wzdycham
ciężko, co nie uchodzi uwadze Stephana, który przyszedł wraz ze mną wcześniej
na trening siłowy. Robi sobie przerwę w brzuszkach i patrzy na mnie zaskoczony.
-Co
jest, stary? – pyta, ocierając pot z czoła. Ostatni raz podnoszę sztangę, po
czym odkładam ją na bok i siadam na ławce.
-Myślałem
o Sophie.
Stephan
jakby drga i nagle na jego twarzy pojawia się zainteresowanie. Też przysiada na
ławce, obok mnie i zadaje kolejne pytanie:
-A co
z nią?
-Prawdę
mówiąc, nie wiem – odpowiadam szczerze, skupiając wzrok na swoich rękach i
myśląc intensywnie – Minęły już dwa tygodnie, a ja zamieniłem z nią może parę
słów. Z czego większość to ja wypowiedziałem. Pewnie nie powinienem się
spodziewać niczego wielkiego, w końcu umarła jej mama, a jej życie całkowicie
uległo zmianie, ale … - znowu wzdycham i wzruszam ramieniem – Naprawdę wydawało
mi się, że będzie jakoś lepiej, że się dogadamy, a ona wpasuje się do rodziny.
Teraz zaczynam myśleć, że to chyba niemożliwe.
Na
moment zapada między nami cisza, aż w końcu Stephan odzywa się:
-Słuchaj,
nie mówiłem ci, ale ja kiedyś poznałem Sophie – podnoszę głowę i patrzę na
niego zdumiony, bo nie tego się spodziewałem, a on kontynuuje: - Pierwszego
dnia, jak przeprowadziła się do Willingen. Siedziała w parku i płakała, więc
podszedłem do niej i zapytałem czy wszystko w porządku. Okazało się, że się
zgubiła. Domyśliłem się, że to ona i odprowadziłem ją do domu. Od tego czasu
jej nie widziałem.
-Czemu
dopiero teraz mi o tym mówisz?
Stephan
wzrusza ramionami.
-No,
nie sądziłem, że to ma jakieś znaczenie.
Wstaję
i robię parę kroków, cały czas myśląc. W końcu spoglądam na przyjaciela i
pytam:
-Mówisz,
że wtedy płakała?
-Myślałem,
że to dlatego, że się zgubiła.
Kolejny
raz wzdycham. No i tutaj zaczyna się problem. Ponieważ dobrze wiem, że to nie
był jedyny raz. Ponieważ ściany mają uszy i często w nocy słyszę jej płacz.
Ponieważ mimo całej tej wiedzy, wciąż nie mam pojęcia, jak mógłbym jej pomóc.
-Nie,
Stephan. Nie dlatego – odpowiadam cicho, ale nie doczekuję się jego odpowiedzi.
Drzwi sali otwierają się z hukiem i do środka wlewa się reszta chłopaków, cała
hałaśliwa i roześmiana grupa. To przerywa naszą rozmowę. Posyłam przyjacielowi
ostatnie spojrzenie, po czym wracam do podnoszenia sztangi, a moje myśli w
dalszym ciągu koncentrują się wokół tej samej osoby.
[Sophie]
Wraz
z upływem czasu coraz bardziej uczę się doceniać Willingen.
Dostrzegam
urok tego miasteczka, tak wspaniale prezentującego się w zimowej odsłonie.
Spaceruję nawet i parę godzin różnymi uliczkami, chłonąc widoki i rozmyślając.
To mi bardzo pomaga. Zawsze lubiłam takie samotne chwile, może dlatego, że nie
jestem duszą towarzystwa i nie przepadam za tłumami. Wolę mieć obok siebie
jedynie kilka najbliższych osób. Kiedyś miałam dwie, mamę i Violę. Teraz
została mi już tylko jedna jedyna Viola, która w dodatku jest daleko stąd. Ale
radzę sobie sama, odpowiada mi to bardziej niż siedzenie w domu, z obcym mi
ojcem, radosną Karen, pełną życia Lindsay czy Andreasem, który jednym
spojrzeniem potrafi odczytać wszystkie moje myśli.
Drżę
na samą myśl o nim. On zdecydowanie za dużo sobie wyobraża. Jest zdecydowanie
zbyt doskonały i w tej swojej cholernej doskonałości nie potrafi zrozumieć, że
czasem trzeba odpuścić. Czasem trzeba po prostu kogoś zostawić i nie pomagać
mu.
Wzdycham
i uświadamiam sobie, że nogi znowu zaprowadziły mnie w to samo miejsce.
Na
skocznię.
Nie
wiem, dlaczego mnie urzekła. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie znam się
na skokach, nigdy mnie nie fascynowały i nadal nie widzę w nich nic ciekawego.
A jednak w tym miejscu jest coś magicznego. Przychodzę tu prawie codziennie,
siadam na trybunach i po prostu rozmyślam, a kiedy parę godzin później wracam
do domu, czuję się o wiele lżej. Jakbym zostawiła tam przynajmniej część swoich
problemów. Jakbym otrzymała pomoc.
Wspinam
się więc po schodach i po chwili zajmuję jedno z przypadkowych miejsc
siedzących. Zaczyna delikatnie padać śnieg, ale nie przeszkadza mi to.
Podciągam kolana pod brodę i patrzę na skocznię, myśląc o przeróżnych rzeczach.
Przypominam sobie mamę. Odtwarzam związane z nią wspomnienia, w większości
dotyczące mojego dzieciństwa. Automatycznie zalewa mnie fala tęsknoty, czuję
łzy, ale ich nie powstrzymuję. Gdzie indziej mogę się wypłakać, jak nie tu,
skoro jestem sama i nikt mnie nie może zobaczyć? Siedzę więc spokojnie, a łzy
spływają mi po policzkach. To mnie w jakiś sposób oczyszcza. Pozwala pozbyć się
tych wszystkich autodestrukcyjnych, toksycznych uczuć, które wyżerają mnie od
środka. I jasne, że one szybko wracają. Ale fajnie wyrzucić je z siebie raz na
jakiś czas, choćby tylko na krótką chwilę.
Jak
zawsze tracę rachubę czasu. Nie czuję zimna, nie przeszkadza mi gęsta pierzyna
śniegu, która osiadła na moim ciele. Dobrze mi. Trochę tak, jakbym była na
końcu świata. Z dala od ludzi, z dala od cywilizacji, z dala od wszystkiego.
Tylko ja i nic więcej.
Biorę
głęboki oddech i przymykam oczy. Łzy już dawno wyschły i zmarzły na moich
policzkach, co oznacza, że wylałam z siebie wszystko, co się da. Poruszam lekko
ręką i na ziemię spada mnóstwo śniegu. Przeszywa mnie dreszcz. Dopiero teraz
czuję, że nieźle zmarzłam.
Właśnie
podejmuję decyzję o powrocie do domu, gdy nad moją głową rozlega się głos:
-Miałem
nadzieję, że dzisiaj też tu będziesz.
Nigdy
nie lubiłam niespodzianek. A już w szczególności ludzi pojawiających się jak
znikąd i wdzierających się siłą do mojego małego świata. Podrywam się na równe
nogi i cofam parę kroków, w odruchowym, obronnym geście.
Sekundę
później spoglądam na przybysza i widzę znajomą twarz.
To
Stephan, ten sam, który kiedyś mi pomógł, ten sam, który już raz widział mnie
płaczącą. A raz chyba wystarczy, prawda?
Najwyraźniej
nie.
-Nie
chciałem cię przestraszyć – mówi przepraszająco, uśmiechając się lekko, jakby
spodziewał się, że to mnie uspokoi. Wręcz przeciwnie. Mój instynkt
samozachowawczy nakazuje mi uciekać. Czym prędzej. I musi to być chyba widoczne
na mojej twarzy, bo Stephan dodaje: - Nie odchodź. Naprawdę przepraszam.
Zachowuje
się, jakbym była sarną, która przez przypadek wpadła w sidła. Moje serce powoli
się uspokaja. A może zareagowałam zbyt gwałtownie. Może nie powinnam aż tak
lękać się ludzi.
Ostrożnie
podchodzę do krzesełka, na którym siedziałam wcześniej i opadam na nie. Kieruję
wzrok na skocznię, a wszystkie moje mięśnie napinają się maksymalnie, w
oczekiwaniu na kolejny ruch Stephana. A tymczasem on bardzo powoli,
najwyraźniej nie chcąc mnie znów spłoszyć, siada obok mnie. Nie jestem tym
zachwycona. Nie po to tu przyszłam, żeby ponownie męczyć się w czyimś
towarzystwie. Wbijam paznokcie w dłonie i próbuję się uspokoić.
-Często
cię tu widzę – Stephan zaczyna rozmowę, na którą nie mam absolutnie żadnej
ochoty. Słucham jednak uważnie tego, co ma mi do powiedzenia – I cieszę się, że
i ty doceniłaś to miejsce. Bo jest naprawdę wyjątkowe.
-Lubię
je, bo mogę być tu sama – odpowiadam, zanim te słowa przechodzą selekcję w
mózgu. Sekundę później wiem, że nie powinnam była tego mówić. Pragnienia to
jedno, ale przecież nie daje mi to prawa to ranienia innych. Chyba wystarczy,
że ja jestem zraniona – Przepraszam – dodaję szybko, posyłając chłopakowi
krótkie spojrzenie. Trwa to ułamek sekundy, zanim znów wzbijam wzrok w profil
skoczni, jednak wystarcza, bym ujrzała w jego oczach, że nic się nie stało.
Chyba zrozumiał. I nie ma mi tego za złe.
-W
porządku – mówi nadal tym samym łagodnym tonem – Też tu często przychodzę, żeby
pobyć w samotności.
Zaskakujące,
bo wygląda na typ człowieka, który nie ma żadnych problemów z przystosowaniem
do społeczeństwa. Może każdy czasem tak ma? Może każdy czasem potrzebuje się
odciąć od wszystkich i pomyśleć?
Może.
Na przykładzie samej siebie wiem, że ja potrzebuję tego cały czas.
No,
ale ja nie jestem przeciętnym człowiekiem. Jestem inna. Chyba zawsze byłam.
Milczę,
a i on nic nie mówi, ale jakoś nie przeszkadza mi ta cisza. Prawie zapominam o
tym, że ciągle tu jest. Mam wrażenie, że trafiłam na jednego z tych niewielu
ludzi, którzy potrafią sprawić, iż ich obecność nie ciąży mi jak balast. W
których towarzystwie nie przeżywam mąk i nie myślę obsesyjnie o ucieczce. Może
to dziwne, ale jest mi … prawie dobrze.
To
odkrycie mnie szokuje, do tego stopnia, że podnoszę głowę i spoglądam na
Stephana. I to o parę chwil za długo, bo on wyczuwa moje spojrzenie i też na
mnie patrzy. Nasze oczy się spotykają. A ja nie uciekam, co już samo w sobie jest
wyczynem.
Okazuje
się, że nie jedynym, na który się zdobywam.
Chłopak
uśmiecha się delikatnie, co sprawia, że po moim sercu rozlewa się fala ciepła.
I sekundę później, odwzajemniam ten uśmiech. Tak, na mojej twarzy pojawia się
uśmiech, prawdziwy, szczery uśmiech, a nie jakiś wymuszony, bezkształtny
grymas. I jasne, że trwa to krótko i że po chwili znowu odwracam wzrok i
opuszczam wargi. Ale liczy się każdy szczegół. Dla mnie to naprawdę krok do
przodu.
-Powinnaś
to częściej robić – słyszę głos Stephana. Przepełniony dziwną radością, jakby
naprawdę ucieszył się z tego, co zrobiłam. Biorę oddech i czuję lekkość na
sercu. Chyba dobrze się stało, że tu przyszedł. Może nie rozmawialiśmy zbyt
wiele, ale te parę chwil dało mi nadzieję, że jednak nie jestem kompletnie
stracona.
Najwyraźniej
zawsze trzeba wierzyć w lepsze jutro.
Może
więc i ja powinnam?
Miał być 10 maja, ale dzisiaj jakoś mi się nudzi, więc jest :D oczywiście, jestem zła na siebie już teraz, w momencie publikowania, bo mam tylko następny rozdział, a nad szóstką ślęczę od tygodnia, z marnym efektem, więc dodawanie tego rozdziału tak szybko nie jest raczej rozsądne, ale ... trudno. Coś wymyślę :D
Nim się rozpiszę, jak to ja, chcę jeszcze Wam podziękować za wszystkie komentarze. Wasza opinia naprawdę jest dla mnie ważna, aż lepiej się pisze :) Pozdrawiam :*
Nie bądź niezadowolona! Tak to już jest, że jak rozdział uda się napisać składnie i szybko, to natychmiast ma się ochotę go dodać:)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie całkiem orientuję się w całej fabule tego opowiadania, ale obiecuję nadrobić zaległości:)
Podoba mi się Twój styl pisania, dużo uwagi poświęcasz uczuciom, odczuciom i myślom bohaterów.
Wtedy łatwo się wczuć w ich sytuację podczas czytania.
Gdybym mogła, to całymi dniami czytałabym te opowiadania, niestety, nie jest to możliwe:/ Staram się jednak, jak mogę i obszerniejszy komentarz pozostawię, gdy już wyrównam braki:)
Pozdrawiam cieplutko i życzę dużo weny:*
http://dziewczyna-mojego-brata.blogspot.com/
Wiem o czym mówisz, bo ja sama też mogłabym czytać opowiadania o skoczkach cały czas :D a im więcej mam obowiązków, tym częściej natrafiam na nowe, absolutnie cudowne i nie da się od nich oderwać :P
UsuńDziękuję za miłe słowa, pozdrawiam :*
Piękny rozdział. Smutny i refleksyjny, ale z odrobinką nadziei, że będzie lepiej. I zdecydowanie Sophia powinna wierzyć w lepsze jutro, bo ono kiedyś nadejdzie, prawda?
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie to, że Stephan nie powiedział Andiemu o spotkaniu z Sophią. Jest w tym coś więcej czy tak po prostu wyszło?
Pisz dalej, czekam z niecierpliwością.
Pozdrowienia ;**
Achhhhh, oczywiście, że trzeba wierzyć w lepsze jutro! Zawsze trzeba mieć nadzieję na piękną tęczę po burzy! :))))
OdpowiedzUsuńDobrze, że trafiła na tego Stephana bo chłopak wydaje się być idealnym kompanem dla niej.
Ajj, czekam na dalszy ciąg! :)
Ta część pisana z perspektywy Andiego - super! Jest nią zainteresowany, chce pomóc i to się chwali. Oby nie było to jedynie chwilowe pragnienie pocieszenia zranionej dziewczyny, ale coś trwalszego.
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie relacja Stephan-Sophie. Uśmiechnęła się do niego, on do niej... niby nic nie znaczy, ale zaraz są te refleksje. I co?
Kończysz właśnie w tak ciekawym i pasjonującym momencie.
I też jestem zdania, że trzeba wierzyć. Inaczej się tego świata przyjąć nie da.
Pozdrawiam^^
Jak dobrze, że dodałaś rozdział. Zapowiadało się u mnie na nudny wieczór, a tu taka miła niespodzianka. :) Rozdział jakoś szybko mi się przeczytało, jak nigdy :D Cieszę się, że Sophie spotkała kogoś takiego jak Stephan i uśmiechnęła się do niego. To jakieś światełko w tym ciemnym tunelu. ;D Może akurat on będzie w stanie jej pomóc odnaleźć się w tej okropnej sytuacji.
OdpowiedzUsuńŻyczę ci dużo weny, bo u mnie z nią kiepsko. Pojawia się na chwilę i wystarcza na napisanie maksymalnie dwóch wierszy. Mam nadzieję, że od ciebie wena przyjdzie, bo już dziś czekam na następny. :D
Pozdrawiam ;*
Ufam, że szybko dodasz nowy, ponieważ czekam z niecierpliwością! Jestem taaaaka ciekawa dalszej znajomości Sophie ze Stephanem i relacji z Andreasem :D
OdpowiedzUsuńI ta "nadzieja na lepsze jutro" ;))
Mam nadzieje, że szybko przyjdzie Ci wena i niedługo doczekam się nowego!
Genialne opisyy! ;**
Pozdrawiam!
Kocham takie refleksyje! Tak fajnie dobierasz sformułowania i... no wzruszyłam się. Doskonale wiem co czuje Sophie, jak ciężko bywa dostosować się do społeczeństwa. Skocznia jako to magiczne miejsce samotności, idealnie. *-*
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł ze spojrzeniem na sytuację z perspektywy Andiego. Ciekawa jestem jak szybko uda mu się 'przełamać' dziewczynę.
Trzymaj się cieplutko (bo ja przez te opisy zaczynam tęsknić za zimą ;d)
Proszę być w gotowości bo jutro nowy rozdział na http://accept-thelove.blogspot.com/
Witam! Trafiłam na tego bloga i jestem po prostu zachwycona! Przeczytałam już wszystkie rozdziały :) ogólnie rzecz biorąc temat Andreasa.jest mi bliski, ale Twoje opowiadanie zaskakuje. Bardzo pozytywnie :) pozdrawiam ;*
OdpowiedzUsuńP.S. jesli masz czas i chęci, zajrzyj do mnie ;) http://littlestupidlovestory.blogspot.com/?m=1
Podoba mi się podejście Andreasa. Dobrze, że chociaż on zauważył, że Sophie trzeba jakoś delikatnie pomóc.
OdpowiedzUsuńNo i w końcu troszeczkę optymizmu w końcówce :)
Przerwałaś w ciekawym momencie dlatego mam większą niż zwykle nadzieję, że nowy rozdział pojawi się szybko :)
Dzięki za namiary, masz super bloga :) Pamiętaj, zawsze po burzy pojawia się tęcza:) Gorąco pozdrawiam i czekam na next ^^^
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam dużooo wcześniej, ale jak to ja nie miałam czasu skomentować. A niby powinnam mieć go pod dostatkiem, skoro mieliśmy tydzień wolny od szkoły. Dobre sobie.
OdpowiedzUsuńNo, ale już jestem i szybciorem nadrobię ten brak komentarza ;)Otóż rozdział bardzo mi się podobał. Jak zwykle zresztą, bo jakże by mogło być inaczej? Masz talent co do opisywania uczuć i emocji, a w tej narracji radzisz sobie bardzo dobrze ^^
Widać, że pod koniec tego rozdziału w Sophie zaszła zmiana. Niewielka, ale jednak. Stephan ma na nią naprawdę dobry wpływ. Może wyniknie z tego coś więcej? ^^ Dobra, ja już milknę, bo jak zwykle doszukuję się jakiegoś romansu.
Andreas też się stara, ale w jego przypadku osiąga nieco odwrotny skutek. A szkoda, bo widać, że naprawdę mu zależy. Chyba jako jedyny z rodziny stara się zrozumieć dziewczynę i jakoś jej pomóc. No, ale Sophie faktycznie zachowuje się jak takie małe, spłoszone zwierzątko do którego trzeba cierpliwości oraz mnóstwa łagodności. Chłopak pewnie to posiada i mam nadzieję, że koniec końców uda się mu do niej dotrzeć.
Co mogę dodać? Po prostu czekam na kolejny rozdział z wielką niecierpliwością.
Pozdrawiam!
piszesz naprawdę wspaniale! ♥ masz talent i nie zmarnuj tego! ;)
OdpowiedzUsuńserdecznie zapraszam do opowiadania mojego autorstwa na: http://fcb-en-mi-corazon.blogspot.com/ ;)
bardzo zależmy mi na wyrażaniu opinii w komentarzach i obserwowaniu. pozdrawiam :*
Coś ostatnio trafiam na sporo historii z osieroconymi i cierpiącymi bohaterkami, ale ponieważ praktycznie wszystkie z nich bardzo przypadają mi do gustu, nie zamierzam narzekać i uznam, że po prostu takie bohaterki mają coś w sobie i można dzięki nim stworzyć coś niezwykłego. Niewątpliwie ta historia też jest czyś wyjątkowym i od samego początku polubiłam zarówno Sophie, jak i idealnego Welliego, a od tego odcinka również Stephana. No i przyznam od razu, że bardzo zaciekawia mnie ta sytuacja, która wykrystalizowała się pod koniec tego rozdziału pomiędzy tą dwójką. Założyłam, że głównym męskim bohaterem będzie jednak Welli, a tutaj takie nieme porozumienie dusz i uśmiechy ze Stephanem. Chociaż może właśnie o to chodzi, że z takiego zaufania i iskierki nadziei może narodzić się prawdziwa przyjaźń, a z tej zaciętości i cichej wojny między nią a Andreasem zrodzą się głębsze uczucia. Sophie jest jednak bardzo mocno zraniona i obydwaj panowie powinni to sobie wziąć do serca, aby nie skrzywdzić jej jeszcze bardziej.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się też postawa Andiego, który tak doskonale zauważa cierpienie dziewczyny i próbuje jej pomóc. Nawet jeśli ona w tym momencie to odbiera zupełnie na opak i chce po prostu posłać go w diabły, to jednak z czasem może to docenić. Tylko jak widać delikatny i subtelny sposób i po prostu pomilczenie razem ze Stephanem zdziałało o wiele, wiele więcej niż wszelkie starania Andiego. Choć ja sobie tłumaczę to tym, że pomiędzy nimi po prostu już jest jakieś napięcie i iskry stąd ona tak broni się i nie chce pomocy Welliego, a on może nieco za bardzo chcieć ją z tego wszystkiego uwolnić.
Czas, panie Wellinger, czas to najlepsze lekarstwo. Choć rana po stracie rodzica zapewne nigdy nie zasklepi się całkowicie.
Nie dziwię się też Sophie, że drażni ją ta idealność 'brata' w oczach rodziców, to jak przy niej podkreślają jego zalety i robią wręcz bóstwo. Nie dziwne, że czuje się gorsza, szczególnie, że ojciec tak długo w ogóle się nią nie interesował. Podoba mi się jednak to, że zarówno ojciec, jak i Karen tak się starają, aby Sophie poczuła się dobrze w ich domu. Nawet jeśli, jak w przypadku Andiego, starają się aż za bardzo i ich uprzejmość jest aż męcząca. Jednak myślę, że dla nich to też nie jest idealna sytuacja. Nagle w ich domu pojawiła się skrzywdzona przez los nastolatka, której praktycznie nie znają i w zasadzie nie wiedzą jak jej mogą pomóc. Dlatego nawet jeśli nie zauważają wielu rzeczy, nawet jeśli przesadzają, to podoba mi się ich postawa, że próbują.
To teraz pozostaje mi tylko z niecierpliwością czekać na ciąg dalszy.
bardzo dziękuję za tak obszerny komentarz :D chyba dokonałaś niemożliwego - od paru dni nie umiem nic napisać, a po przeczytaniu tych wszystkich słow postanowiłam jednak spróbować :D także, wielkie dzięki :) Trzymaj się :)
UsuńTrafiłam tutaj i czytając wcześniejsze rozdziały jakoś nie mogłam przegryźć się przez Twoja historię. Ale muszę cię teraz przeprosić i powiedzieć, że zmieniam kategorycznie zdanie!
OdpowiedzUsuńWiesz dlaczego? :>
Ponieważ ten rozdział jest świetny! Dla mnie najlepszy ze wszystkich, które dotychczas napisałaś!
Momentami Sophie była dla mnie bezbarwna, taka nijaka, ale postanowiłam jednak przymknąć oko i jej wybaczyć :D
Lubię Andiego, taki poważny ale w granicach zdrowego rozsądku chłopak, który nie jest ślepy na cudzą krzywdę, cierpienie innych, co do bohaterki, momentami mam wrażenie, że przypomina mi moją młodszą siostrę i jej skoczne humorki i postawę godną pożałowania :D Ma swoje plusy ale też minusy ta nasza Sophie!
Mam nadzieję, że kiedy zobaczę u siebie w, że wrzuciłaś nowy rozdział wpadnę tutaj jak burza z nadzieją, że pobijesz go o niebo lepiej od tego!
Dodałam cię do obserwowanych bo tak jak napisałam, będę tutaj częstszym gościem! Z mojej strony korzystając z wolnej chwili mogłabym cię zaprosić do mnie na bloga i skomentowanie go: http://milosci-nie-oszukasz.blogspot.com/
Pozdrawiam serdecznie i weny moja droga!
dziękuję bardzo, chociaż też jestem trochę przerażona, bo wywarłas na mnie ogromną presję :D aczkolwiek następny rozdział i następny następny są już napisane, ale czy są dość dobre? nie mnie to oceniać. Liczę, że nie zawiodę :D
Usuńoczywiście, wpadnę do Ciebie, jak już przebiję się przez notatki z chemii, która niestety ma u mnie pierwszeństwo, przynajmniej w obecnej chwili :P
dziękuję jeszcze raz, pozdrawiam :*
To miłej nauki moja droga i do usłyszenia ^^
UsuńI mam taką cichą nadzieję, że kolejne rozdziały nie będą takie złe ;)
Pozdrawiam ciepło! :)
Boże strasznie Cię przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale w szkole mam takie zapierdziel ostatnio, że nie mam czasu nawet sklecić zdania u siebie na blogu sklecić :)
OdpowiedzUsuńRozdział jak zwykle cudowny, Boże jak ja pokochałam Andiego i to wszystko dzięki tobie :)
Całuski do następnego :D
Witaj;)
OdpowiedzUsuńTak to czasem jest, ze jeden rozdział idzie szybko, a drugi mniej. Powinnaś być zadowolona, że w ogóle masz coś w zapasie, bo mnie się to nie zdarza;P
A co do rozdziału... Bardzo fajnie, że piszesz też z perspektywy Andreasa, tego mi brakowało. Chłopak najwyraźniej się przejmuje, ale nie za bardzo wie, co zrobić. Boi się, a strach w takiej sytuacji to chyba najgorszy doradca. Tak sobie myślę, że jego rodzie po prostu nie chcą widzieć problemu, bo też sie boją. Sophie nie jest łatwa w komunikacji... No, ale Stephanowi najwidoczniej udaje sie jakoś do niej dotrzeć;) Bardzo ładny fragment z tym ich spotkaniem. Chłopak jest cierpliwy, spokojny, nie naciska i przez to jakoś do Sophie dociera. I nawet się uśmiechnęła!
Cudne opisy, jak zawsze zresztą. Sophie fascynuje mnie coraz bardziej. Takie lustrzane odbicie mnie... Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]