wtorek, 30 kwietnia 2013

Trzeci: Eyes never lie.


Na szczęście wygląda na to, że Andreas nie za często przebywa w domu.
Tydzień przemija szybko niczym jedno uderzenie serca i nadchodzi kolejny weekend, który jest jednocześnie kolejnym wyjazdem Wellingera. Tym razem nie jedzie na konkurs, bo ten odbywa się aż w Japonii, a on musi skupić się na przygotowaniach do Mistrzostw Świata Juniorów. Tych wszystkich rewelacji wysłuchuję od Karen i ojca. Widzę, że są z niego bardzo dumni, a każda kolejna pochwała pod jego adresem sprawia, że czuję się jeszcze mniejsza i jeszcze bardziej nieudaczna. Andreas tylko się uśmiecha i ostudza zapędy rodziców. Wyraźnie jest skromny i peszą go takie peany na jego cześć, ale to wcale nie poprawia mi humoru. Wręcz przeciwnie, jestem jeszcze bardziej przybita, bo to kolejny dowód, że on jest po prostu idealny. Kompletne przeciwieństwo mnie.
Kiedy więc wyjeżdża w czwartkowy poranek niemal wzdycham z ulgą. Co prawda tym razem ma wrócić w sobotę, ale to wciąż dwa dni bez niego.
Zaczynam się zastanawiać nad tą sytuacją. No bo przecież nie jest tak, że go jakoś specjalnie nie lubię. Wręcz przeciwnie, powoli dochodzę do wniosku, że w nim po prostu nie ma nic, czego dałoby się nie lubić. Jest miły. Jest utalentowany. Jest skromny, inteligentny, przystojny i dobry. Co mi więc nie pasuje?
Chyba właśnie to.
Nie cierpię takich ludzi. Takich ludzi sukcesu, którym się wszystko udaje, którym wystarczy tylko wyciągnąć rękę, by od razu wygrać. Nie cierpię ludzi, którzy idą przez życie i zawsze mają prostą drogę. Choćbym nie wiem jak próbowała nigdy go nie dogonię, bo moja droga jest nieustannie wyboista, pełna przeszkód i do tego wiedzie pod górkę.
Górkę, która robi się coraz bardziej stroma.
Nie ma już chyba wieczoru, żebym nie płakała. Kładę się do łóżka, wtulam twarz w poduszkę i płaczę, wyrzucając z siebie cały smutek, całą rozpacz, całą bezsilność i tęsknotę. Tęsknię za mamą, chcę, żeby żyła, żeby była przy mnie i zabrała mnie z powrotem do Marburga. Wiem, że powinnam już powoli się oswajać z tą sytuacją, leczyć rany i wracać do normalnego życia. Ale ja nie potrafię się podnieść. Nie potrafię odbić się od dna. Wolę tam zostać, skulona, zabliźniona i skrzywdzona. I sama. Pomoc to naprawdę ostatnia rzecz jakiej mi potrzeba.
Tylko, że jak dotąd nikt nawet nie próbował mi pomóc.
Tak jak chciałam, jestem sama.
I wcale nie czyni mnie to szczęśliwszą.


Jak co wieczór, zamykam się w pokoju. Jest sobota i pewnie powinnam teraz znajdować się w jakimś klubie i wlewać w siebie trzeci kieliszek wódki. Uśmiecham się do siebie smutno i mocniej wtulam w poduszkę. Dzisiaj jestem w wyjątkowo paskudnym nastroju, jest gorzej niż zwykle. Nawet prawie półgodzinna rozmowa z Violą mi nie pomogła. Wzdycham ciężko i skupiam wzrok na jednym punkcie. Powoli zalewa mnie fala uczuć i już wiem, że za chwilę popłyną łzy. Zawsze tak jest. Nie mam żadnych złych przeczuć, jest spokojnie i wydaje mi się, że największy dół już za mną. I wtedy powoli, bardzo powoli zaczynają się we mnie kumulować różne uczucia, żal szczypie mnie za gardło, a nieznośny ból uciska gdzieś w okolicach brzucha. Drżą mi wargi, a łzy płyną niekontrolowanie. I nie da się z tym walczyć. Wiem, bo już niejednokrotnie próbowałam. Ale to jak walka z wiatrakami. Bezsensowna i bezcelowa.
-Ciekawe, jakim bym była Don Kichotem – myślę, w chwili, w której zaczyna mnie piec w gardle. Przygotowuję się na potok łez i w tym momencie rozlega się pukanie do drzwi.
-Proszę – mówię, zanim zdążę ugryźć się w język. Zrobiłam to zupełnie automatycznie i już tego żałuję. Zaraz jednak ostudzam samą siebie. To na pewno tylko Karen. Szybko się jej pozbędę i mogę wrócić do swojego poprzedniego zajęcia.
Drzwi otwierają się, więc unoszę głowę, a kiedy to robię, serce podchodzi mi do gardła.
To nie Karen.
To Andreas.
-Hej – mówi, wchodząc do pokoju. Widać, że jest trochę speszony, jakby niepewny czy ma prawo tutaj przebywać. Zastygam w bezruchu na łóżku i patrzę na niego, a moich oczach zapewne czai się strach. Andreas uśmiecha się delikatnie, drapie się po głowie, mierzwiąc te swoje już i tak rozczochrane włosy, po czym dodaje: - Zamierzałem się przejść i chciałem zapytać czy nie masz może ochoty mi towarzyszyć.
Zaskakuje mnie. Minął niecały tydzień odkąd się poznaliśmy i raczej nie można powiedzieć, że jesteśmy w bliskich stosunkach. Oczywiście, jest to moja wina, bo to ja zamykam się na świat i na ludzi, a on, jako ten dobrze wychowany i taktowny, nigdy nie próbował naciskać. Dopiero dzisiaj dał znak, że może jednak powinniśmy chociaż spróbować zagrać brata i siostrę. Dopiero dzisiaj przekroczył granicę, dopiero dzisiaj podjął próbę zbliżenia się do mnie.
Ale po co? Po co? Czemu ludzie tak usilnie próbują pomagać? Czemu odzywa się w nich ten cholerny odruch troski? Czemu, czemu, czemu?
W pierwszej chwili chcę więc odmówić. Chcę zostać sama, tutaj, w moim łóżku i zalewać się łzami. Nim jednak udaje mi się wypowiedzieć zdecydowane ,,nie”, coś do mnie dociera.
Nie byłam na żadnym spacerze od tamtej soboty, tydzień temu, kiedy się zgubiłam i kiedy pomógł mi Stephan. Nie chciałam powtórki z rozrywki. Do szkoły jeżdżę przecież autobusem, więc wciąż nie poznałam okolicy. Willingen w dalszym ciągu stanowi dla mnie zagadkę. Przez to jestem skazana na siedzenie w domu. Szkoła, dom, szkoła, dom. Nie ma innych miejsc, w których przebywam. Męczy mnie ta monotonia. Duszę się tutaj. Nagle znowu wydaje mi się, że wszystko się skurczyło, że ściany jakby się zbliżyły. Siadam na łóżku, czuję, że mój oddech przyśpieszył. Nie chcę tu zostać. Chcę wyjść na dwór, chcę odetchnąć mroźnym powietrzem. Chcę przypomnieć sobie znów za co zawsze tak bardzo kochałam zimę. Chcę dotknąć śniegu. Chcę.
Nawet jeśli z nim.
Ale przecież nie musimy rozmawiać. Mogę milczeć. Mogę go ignorować. On tylko pomoże mi wrócić z powrotem do domu, bo ja sama nie obrałabym dobrej drogi. Tym razem będę uważnie patrzeć, tak by następnym razem móc sama wyjść na spacer i już więcej się nie zgubić.
-Mam – odpowiadam w końcu.
Andreas się uśmiecha, tym razem jest to pewny uśmiech, ale widzę też, że jest lekko zdziwiony. Myślę, że przyszedł tu z nastawieniem na porażkę, a spotkała go niespodzianka.
-No to chodźmy – mówi. Emanuje od niego optymizm, ale nie jest tak denerwująco radosny jak Karen. A zatem godzina w jego towarzystwie chyba nie powinna mnie kosztować zbyt wiele wysiłku.
Zwlekam się z łóżka, po czym wychodzę za nim z pokoju.


Pozwalam Andreasowi wybrać drogę, a sama idę powoli obok niego. Oddycham głęboko, wciągając do płuc mroźne, świeże powietrze, patrzę na padający gęsto śnieg i czerpię radość z tych wszystkich rzeczy. Na moment przestaję się zamartwiać, odrzucam smutek, ból i tęsknotę i pozwalam sobie na rozluźnienie. Jest mi dobrze. A w każdym razie w końcu zrzucam ten nieznośny ciężar z serca i czuję się … taka lekka. Pochylam się i nabieram w dłonie śniegu, a potem miętoszę go między palcami, dopóki zupełnie się nie roztapia, sprawiając, że moje rękawiczki nasiąkają wodą. Wycieram je niedbale o kurtkę i nagle czuję na sobie wzrok Andreasa.
Odwracam głowę w jego stronę. Ucieka oczami, ale nie jest dość szybki. Przyłapałam go, więc już nie musi się kryć, spogląda na mnie ponownie, uważnie. Nie podoba mi się to spojrzenie. Zdecydowanie zbyt przenikliwe. Czuję się prawie tak, jakbym była naga.
-Wyglądasz teraz dużo lepiej – mówi, podczas gdy ja staram się patrzeć wszędzie, tylko nie na niego. Wtedy też orientuję się, że nie mam pojęcia gdzie jesteśmy. Nie znam tej części Willingen. I …
O cholera. Miałam przecież zapamiętać drogę, rozeznać się trochę w okolicy. Kompletnie wyleciało mi to z głowy.
-Jesteś jakby radośniejsza – kontynuuje chłopak, niezrażony moim brakiem reakcji. I tym razem nie odpowiadam. Co on może wiedzieć? Wbijam dłonie w kieszenie i lekko przyśpieszam kroku. Mam nadzieję, że Andreas przestanie gadać, kiedy dotrze do niego, że nie ma co oczekiwać dialogu ze mną, ale najwyraźniej dzieje się zupełnie odwrotnie; moje milczenie tylko go nakręca, bo znowu się odzywa: - Jak cię pierwszy raz zobaczyłem, to wiedziałem, że to wszystko nie będzie łatwe. Rodzice jakby tego nie zauważają. Póki chodzisz do szkoły, jesz, a nawet czasem się uśmiechasz, dają ci spokój, nie naciskają. Nie zawracają sobie głowy wnikaniem w szczegóły. Nie patrzą ci w oczy. Może gdyby to zrobili, widzieliby jak źle jest z tobą.
Wsłuchuję się z jego słowa. To co mówi w pewnym sensie jest dla mnie zaskoczeniem. A jednocześnie wprawia mnie w lekkie przerażenie. Dlaczego ten chłopak tak świetnie potrafi mnie rozszyfrować? Dlaczego ma taki znakomity zmysł obserwacji, takie ogromne pokłady empatii, taką silną motywację, by do mnie dotrzeć i mi pomóc? Nagle dostrzegam w nim zagrożenie. Wiem, że się nie podda. Nie zadowoli się tym, że egzystuję, tak jak Karen i ojciec. Będzie wciąż patrzył mi w oczy, bo tylko tam można znaleźć prawdę.
Gryzę się w język, bo już miałam coś odrzec. Na szczęście udaje mi się powstrzymać w ostatniej chwili. Nie chcę z nim rozmawiać. Boję się, że mogłabym za dużo powiedzieć. I bez tego on nie ma żadnych problemów z przenikaniem muru, jakim się otoczyłam i penetrowaniem wszystkich zakamarków mojej zranionej duszy.
To źle. To bardzo źle. Tak być nie powinno. Znowu czuję się naga. I osaczona. Świeże powietrze przestaje docierać do mojego organizmu. Wydaje mi się, że się duszę.
Zatrzymuję się raptownie, biorąc niespokojne, urywane oddechy. Andreas też przystaje, podchodzi bliżej i spogląda na mnie z niepokojem. Otwiera usta, by zapytać, ale ja go ubiegam:
-Chcę wracać do domu.
Odwracam się i zaczynam iść w przeciwnym kierunku. Mam nadzieję, że pójdzie za mną, bo prawdę mówiąc nie wiem gdzie jestem i jak trafić do domu. Moje serce trochę się uspokaja, gdy słyszę jego kroki, skrzypiące na gęstym dywanie śniegu. Zwalniam kroku, idę teraz spokojniej, a on po chwili znajduje się tuż przy mnie.
-Nie będę naciskał – słyszę jego głos – Ale gdybyś chciała pogadać, wypłakać się, cokolwiek … to zawsze możesz na mnie liczyć.
Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Ale nic nie mówię. Pochylam nisko głowę i modlę się, żebyśmy jak najszybciej dotarli do domu.
10 minut później pierwsza wbiegam po schodach i naciskam na klamkę. W holu otrzepuję się ze śniegu, rozbieram z kurtki i obiecuję sobie, że więcej nie dam się wyciągnąć na żaden spacer z Wellingerem.
Kiedy kurtka zostaje zawieszona na garderobie, odwracam się i już mam podążyć w stronę schodów, gdy on się odzywa:
-Sophie.
Nie chcę już na niego patrzeć, nie chcę spoglądać w te jego błękitne oczy. Nie odwracam się więc do niego twarzą, ale przystaję, dając mu znak, że może mówić. Słyszę, jak bierze głęboki oddech, po czym mówi cicho:
-Zresztą, nieważne. Dobranoc.
Nie czekam na nic więcej. Wbiegam na górę po schodach i idę prosto do łóżka.
Pieczenie w gardle powraca. Teraz już spokojnie mogę się wypłakać.
Nic ani nikt mnie nie powstrzyma.


Krótki i taki se. Nie cierpię początków. Najlepiej od razu przeskoczyłabym o 10 rozdziałów, ale niestety tak się nie da. Więc muszę to jakoś przeżyć, wy też :D
Trzymajcie się ;)

24 komentarze:

  1. Świetny :D a mi się podobają takie początki :)
    Chociaż faktycznie, ciągle czekam co będzie dalej, jak to się rozwinie i jestem tego cholernie ciekawa.. A do tego zastanawia mnie Wellinger..on na pewno też nie jest taki idealny i tylko czekam co wyjdzie na jaw ;) Kochanieńka zabieraj sie już za następny, bo padnę tu ;p
    U mnie można szukać nowego rozdziału myślę, że jutro, chciałabym go napisać dzisiaj, ale nie wiem czy się uda..
    Pozdrawiam cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. następny jest dawno gotowy, teraz męczę piątkę :D łatwo nie jest, ale damy radę, jak zawsze ^^
      to ja czekam na ten rozdział u Ciebie, pisz pisz szybko :D
      Dzięki za ciepłe słowa, trzymaj się :*

      Usuń
  2. Rozdział bardzo mi się podobał, choć faktycznie wyszedł trochę krótko. Ledwo zaczęłam czytać, a już musiałam przerwać, bo zwyczajnie zabrakło mi tekstu. A musisz wiedzieć, że niesamowicie się wczytałam. Masz cudny styl, który nie można tak po prostu zbagatelizować i przeczytać. Ja lubię się wczytywać w to co nam przekazujesz i chociaż spróbować zrozumieć postawy bohaterów :)
    I po takiej analizie stwierdzam, że Sophie widzi wszystko w ciemnych barwach. Tyle wywnioskowałam po tych kilku, początkowych rozdziałach. Nie podoba jej się zupełnie nic, jest nastawiona bardzo negatywnie i przez to cierpi. I chyba nie byłoby w tym nic dziwnego, a jednak strasznie mnie to nurtuje.
    Andreas wydaje się być sympatycznym oraz pomocnym chłopakiem, któremu w życiu po prostu się udało. Dlaczego dziewczyna jest taka zgorzkniała i tak bardzo mu zazdrości? Żal mi jej, ale jednocześnie denerwuje mnie tą swoją upartością.
    Jednak dobrze, że chociaż zgodziła się na ten spacer w jego towarzystwie. Myślę, że przysłużyło się jej to, choć jego zakończenie nie wypadło najlepiej. Andreas chciał chyba znaleźć z nią wspólny język, ale cóż... nie bardzo się mu to udało. Do niej to trzeba podchodzić jak do jakiegoś płochliwego zwierzątka, którego reakcje są nieprzewidywalne. Bo najpierw cieszyła się z wyjścia, bawiła się śniegiem, a potem poczuła się osaczona i chciała uciekać. Kurczę, mam nadzieję, że chłopakowi uda się przełamać ten mur, którym nasza bohaterka tak szczelnie się odrodziła od wszystkich ludzi.
    Co mogę dodać? Po prostu czekam na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, mam słabość do tworzenia takich bohaterek, u mnie na próżno by szukać radosnych optymistek :D ale jak widać dalej ze mną wytrzymujesz, więc może nie jest tak źle :D
      dzięki za komentarz, pozdrawiam :*

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, a co do Kotka to mi też się bardzo podoba *_* A co do twojego pierwszego komentarza, to nie wiem czemu pisze, że usunięty przez autora, bo ja nic nie usuwałam ... dziwne rzeczy wyprawia ten blogspot :D
      Trzymaj się :*

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. a tam to już w ogóle porażka, więcej tam nie wracam na pewno. Najpierw problemy z komentowaniem, a potem jakieś dziwne zmiany, do dziś nie ogarniam tam wszystkiego :D

      Usuń
  5. Miłe zakończenie beznadziejnego wieczoru :P Czytam te wszystkie przemyślenia Sophie i momentami mam wrażenie jakbym czytała o samej sobie :) Szczególnie to o ludziach sukcesu. Nie żebym była jakąś przesadną zazdrośnicą, ale też nie lubię kiedy się staram o coś jak głupia, a ktoś dostaje to po prostu jak na tacy... No, ale co ja się tam będę użalać :D Rozdział jest świetny i jedyny jego minus to właśnie to, że jest krótki! Rzadko się zdarza, żebym coś czytała i nie sprawdzała kiedy koniec, a tu bach! Nagle zabrakło tekstu :) No i na koniec tak jak koleżanka powyżej chciałam pochwalić twój avatar <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję, że postaram się pisać dłuższe, chociaż następny jest chyba równie krótki, może minimalnie dłuższy ... ale poprawię się ;)
      dziękuję za komentarz i pozdrawiam :*

      Usuń
  6. Ja też nie lubię początków :D No, ale ten do nudnych nie należy. Przynajmniej ja tak uważam. Fajnie, że Sophie zgodziła się na spacer z Andreasem. Zawsze to jakiś krok w stronę dobrych relacji między nimi. Może to właśnie on pomoże jej odnaleźć się w nowym miejscu. Ja na jej miejscu skorzystałabym z jego pomocy, a co ;) he he he
    Czekam na następny. ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj!:)
    Jestem pod wrażeniem Twojego stylu i tego jak opisujesz uczucia bohaterki. Aż żal, że nie trafiłam tu wcześniej!
    Długość rozdziału, jak dla mnie, w sam raz.
    Z przyjemnością czytałam, bo przemyślenia bohaterki pokrywają się z moimi - chodzi mi o to, że tak samo pomyslałabym w danej sytuacji:)
    Ładnie operujesz słowami, zdaniami - wszystko na plus!
    Będę tu wpadać.
    Pozdrawiam:*

    http://dziewczyna-mojego-brata.blogspot.com/
    http://summer-story2013.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo mi miło :) ja aktualnie czytam Twojego drugiego bloga, niestety będę musiała dokończyć to dzisiaj, ale już wiem, że mnie zachwyciło, tak jak pierwsze opowiadanie, także zapisuję się na Twoją czytelniczkę ;)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  8. No jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. Może troszkę za krótki jak dla mnie, ale jednak i tak bardzo, bardzo przyjemnie się go czyta.
    A tak po za tym to przecież twoje początki są zawsze cudowne, więc nie wiem czemu od razu wolała być być w 10 :P
    Ja już czekam na kolejny :*
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Trafiłam przypadkiem i wpadłam jak śliwka w kompot. ;)
    Piszesz świetnie, w genialny sposób opisujesz uczucia. Jestem zachwycona.
    No i Andi. On także jest atutem tego opowiadania. <3
    Jeden z moich blogów też jest o nim. Wpadnij, jeśli chcesz.
    http://andivsandi.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Zapraszam do mnie na nowy 14 rozdział na http://kochamy-skaczemy.blogspot.com/. Mam nadzieję, że się spodoba i liczę na opinię.

    OdpowiedzUsuń
  11. Heeeeej! Przede wszystkim to dziękuję za te dwa komentarze! One naprawdę dają niesamowitego kopa i ogromną masę motywacji do robienia tego dalej! :)
    Co do Twojego dzieła - na wstępie pragnę zaznaczyć, że ja zwolenniczką i znawczynią niemieckich skoczków nie byłam, nie jestem i pewnie nie będę, dlatego wszelkie błędy proszę mi wybaczyć, ja ze swojej strony obiecuję, że postaram się do nich nieco bardziej przekonać :D

    Ach, ta Sophie, niby ją rozumiem, że nowe życie, nowe wszystko, może czuć się zagubiona, ale kurdeeeee jak wszyscy wyciągają do niej pomocną rękę, to trzeba korzystać, a nie zamartwiać się całe życie :D Mam nadzieję, że z czasem uda jej się zmienić podejście do tego wszystkiego :)
    Czekam na dalszy ciąg! :)

    http://na-pare-chwil.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci bardzo :D Ja osobiście też najbardziej na świecie oczywiście kocham polskie skoki, ale nie można w nieskończoność pisać o tych naszych cudnych chłopakach i znalazłam sobie takiego Wellingera z Niemczech :D
      Pozdrawiam, życzę dużo weny ;*

      Usuń
    2. Jasne, jasne, rozumiem :)))) Trzeba otwierać się na nowe możliwości :D

      Usuń
  12. Ohohoho. Andi trafił w czuły punktu. Coś czuję, że chyba powoli zacznie burzyć te jej "mury niedostępności". I trzymam za niego kciuki, to naprawdę fajny chłopak. I rozszyfrował ją.
    Denerwuje ją to nieziemsko, ale kiedyś dotrze do niej, jak takie osoby są w naszym życiu ważne. Ile znaczą tak naprawdę. Coś niesamowitego.
    Jestem dalej pod wrażeniem twojego stylu pisania. Świetnie, tak trzymaj :) Czekam na ciąg dalszy.
    Bohaterka chociaż nie należy do tych nazbyt optymistycznych - jest w jakiś pokrętny dla mnie sposób - tajemnicza. Zagadka. Anomalia w normalnym świecie. I to jest w niej cudowne.
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, dziękuję bardzo za miłe słowa :D Widze, że Ty tez piszesz, wpadam chętnie i postaram się przeczytać jak najszybciej ;)
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  13. Witaj;)
    I w końcu powróciłam;) przepraszam za zwłokę, dawno mnie nie było, ale zaległości wręcz mnie przysypały i ciężko się odkopać;P U Ciebie też mam sporo... No, ale nie ględzę, do rzeczy.
    Rozdział naprawdę cudny. Przede wszystkim problemy Sophie jakoś są mi bliskie, więc czuję więź z bohaterką. Nie potrafi się pozbierać. Nie chce pomocy, ale jednak krzyczy o nią. I znalazł się ktoś, kto to widzi. Sama byłam zaskoczona, że zgodziła się pójść na ten spacer, ale w sumie jej myślenie było logiczne. Kto by jednak pomyślał, że Andreas tak ją przejrzy... Chyba się przeraziła;P No ciekawe, co z tego wyniknie. I co on a końcu chciał powiedzieć? Ty trollu, jakie nieważne, ja bym tam chciała wiedzieć.
    Podsumowując, uwielbiam kreację bohaterów i narrację w tym opowiadaniu. Taka... przekonująca. Nic lekkiego, wręcz przeciwnie. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]

    OdpowiedzUsuń