Na
szczęście wygląda na to, że Andreas nie za często przebywa w domu.
Tydzień
przemija szybko niczym jedno uderzenie serca i nadchodzi kolejny weekend, który
jest jednocześnie kolejnym wyjazdem Wellingera. Tym razem nie jedzie na
konkurs, bo ten odbywa się aż w Japonii, a on musi skupić się na
przygotowaniach do Mistrzostw Świata Juniorów. Tych wszystkich rewelacji
wysłuchuję od Karen i ojca. Widzę, że są z niego bardzo dumni, a każda kolejna
pochwała pod jego adresem sprawia, że czuję się jeszcze mniejsza i jeszcze
bardziej nieudaczna. Andreas tylko się uśmiecha i ostudza zapędy rodziców. Wyraźnie
jest skromny i peszą go takie peany na jego cześć, ale to wcale nie poprawia mi
humoru. Wręcz przeciwnie, jestem jeszcze bardziej przybita, bo to kolejny
dowód, że on jest po prostu idealny. Kompletne przeciwieństwo mnie.
Kiedy
więc wyjeżdża w czwartkowy poranek niemal wzdycham z ulgą. Co prawda tym razem
ma wrócić w sobotę, ale to wciąż dwa dni bez niego.
Zaczynam
się zastanawiać nad tą sytuacją. No bo przecież nie jest tak, że go jakoś
specjalnie nie lubię. Wręcz przeciwnie, powoli dochodzę do wniosku, że w nim po
prostu nie ma nic, czego dałoby się nie lubić. Jest miły. Jest utalentowany.
Jest skromny, inteligentny, przystojny i dobry. Co mi więc nie pasuje?
Chyba
właśnie to.
Nie
cierpię takich ludzi. Takich ludzi sukcesu, którym się wszystko udaje, którym
wystarczy tylko wyciągnąć rękę, by od razu wygrać. Nie cierpię ludzi, którzy
idą przez życie i zawsze mają prostą drogę. Choćbym nie wiem jak próbowała
nigdy go nie dogonię, bo moja droga jest nieustannie wyboista, pełna przeszkód
i do tego wiedzie pod górkę.
Górkę,
która robi się coraz bardziej stroma.
Nie
ma już chyba wieczoru, żebym nie płakała. Kładę się do łóżka, wtulam twarz w
poduszkę i płaczę, wyrzucając z siebie cały smutek, całą rozpacz, całą
bezsilność i tęsknotę. Tęsknię za mamą, chcę, żeby żyła, żeby była przy mnie i
zabrała mnie z powrotem do Marburga. Wiem, że powinnam już powoli się oswajać z
tą sytuacją, leczyć rany i wracać do normalnego życia. Ale ja nie potrafię się
podnieść. Nie potrafię odbić się od dna. Wolę tam zostać, skulona, zabliźniona
i skrzywdzona. I sama. Pomoc to naprawdę ostatnia rzecz jakiej mi potrzeba.
Tylko,
że jak dotąd nikt nawet nie próbował mi pomóc.
Tak
jak chciałam, jestem sama.
I
wcale nie czyni mnie to szczęśliwszą.
Jak
co wieczór, zamykam się w pokoju. Jest sobota i pewnie powinnam teraz znajdować
się w jakimś klubie i wlewać w siebie trzeci kieliszek wódki. Uśmiecham się do
siebie smutno i mocniej wtulam w poduszkę. Dzisiaj jestem w wyjątkowo paskudnym
nastroju, jest gorzej niż zwykle. Nawet prawie półgodzinna rozmowa z Violą mi
nie pomogła. Wzdycham ciężko i skupiam wzrok na jednym punkcie. Powoli zalewa
mnie fala uczuć i już wiem, że za chwilę popłyną łzy. Zawsze tak jest. Nie mam
żadnych złych przeczuć, jest spokojnie i wydaje mi się, że największy dół już
za mną. I wtedy powoli, bardzo powoli zaczynają się we mnie kumulować różne
uczucia, żal szczypie mnie za gardło, a nieznośny ból uciska gdzieś w okolicach
brzucha. Drżą mi wargi, a łzy płyną niekontrolowanie. I nie da się z tym
walczyć. Wiem, bo już niejednokrotnie próbowałam. Ale to jak walka z
wiatrakami. Bezsensowna i bezcelowa.
-Ciekawe,
jakim bym była Don Kichotem – myślę, w chwili, w której zaczyna mnie piec w
gardle. Przygotowuję się na potok łez i w tym momencie rozlega się pukanie do
drzwi.
-Proszę
– mówię, zanim zdążę ugryźć się w język. Zrobiłam to zupełnie automatycznie i
już tego żałuję. Zaraz jednak ostudzam samą siebie. To na pewno tylko Karen.
Szybko się jej pozbędę i mogę wrócić do swojego poprzedniego zajęcia.
Drzwi
otwierają się, więc unoszę głowę, a kiedy to robię, serce podchodzi mi do
gardła.
To
nie Karen.
To
Andreas.
-Hej
– mówi, wchodząc do pokoju. Widać, że jest trochę speszony, jakby niepewny czy
ma prawo tutaj przebywać. Zastygam w bezruchu na łóżku i patrzę na niego, a moich
oczach zapewne czai się strach. Andreas uśmiecha się delikatnie, drapie się po
głowie, mierzwiąc te swoje już i tak rozczochrane włosy, po czym dodaje: -
Zamierzałem się przejść i chciałem zapytać czy nie masz może ochoty mi
towarzyszyć.
Zaskakuje
mnie. Minął niecały tydzień odkąd się poznaliśmy i raczej nie można powiedzieć,
że jesteśmy w bliskich stosunkach. Oczywiście, jest to moja wina, bo to ja
zamykam się na świat i na ludzi, a on, jako ten dobrze wychowany i taktowny,
nigdy nie próbował naciskać. Dopiero dzisiaj dał znak, że może jednak
powinniśmy chociaż spróbować zagrać brata i siostrę. Dopiero dzisiaj
przekroczył granicę, dopiero dzisiaj podjął próbę zbliżenia się do mnie.
Ale
po co? Po co? Czemu ludzie tak usilnie próbują pomagać? Czemu odzywa się w nich
ten cholerny odruch troski? Czemu, czemu, czemu?
W
pierwszej chwili chcę więc odmówić. Chcę zostać sama, tutaj, w moim łóżku i
zalewać się łzami. Nim jednak udaje mi się wypowiedzieć zdecydowane ,,nie”, coś
do mnie dociera.
Nie
byłam na żadnym spacerze od tamtej soboty, tydzień temu, kiedy się zgubiłam i
kiedy pomógł mi Stephan. Nie chciałam powtórki z rozrywki. Do szkoły jeżdżę
przecież autobusem, więc wciąż nie poznałam okolicy. Willingen w dalszym ciągu
stanowi dla mnie zagadkę. Przez to jestem skazana na siedzenie w domu. Szkoła,
dom, szkoła, dom. Nie ma innych miejsc, w których przebywam. Męczy mnie ta
monotonia. Duszę się tutaj. Nagle znowu wydaje mi się, że wszystko się
skurczyło, że ściany jakby się zbliżyły. Siadam na łóżku, czuję, że mój oddech
przyśpieszył. Nie chcę tu zostać. Chcę wyjść na dwór, chcę odetchnąć mroźnym
powietrzem. Chcę przypomnieć sobie znów za co zawsze tak bardzo kochałam zimę.
Chcę dotknąć śniegu. Chcę.
Nawet
jeśli z nim.
Ale
przecież nie musimy rozmawiać. Mogę milczeć. Mogę go ignorować. On tylko pomoże
mi wrócić z powrotem do domu, bo ja sama nie obrałabym dobrej drogi. Tym razem
będę uważnie patrzeć, tak by następnym razem móc sama wyjść na spacer i już
więcej się nie zgubić.
-Mam
– odpowiadam w końcu.
Andreas
się uśmiecha, tym razem jest to pewny uśmiech, ale widzę też, że jest lekko
zdziwiony. Myślę, że przyszedł tu z nastawieniem na porażkę, a spotkała go
niespodzianka.
-No
to chodźmy – mówi. Emanuje od niego optymizm, ale nie jest tak denerwująco
radosny jak Karen. A zatem godzina w jego towarzystwie chyba nie powinna mnie
kosztować zbyt wiele wysiłku.
Zwlekam
się z łóżka, po czym wychodzę za nim z pokoju.
Pozwalam
Andreasowi wybrać drogę, a sama idę powoli obok niego. Oddycham głęboko,
wciągając do płuc mroźne, świeże powietrze, patrzę na padający gęsto śnieg i
czerpię radość z tych wszystkich rzeczy. Na moment przestaję się zamartwiać,
odrzucam smutek, ból i tęsknotę i pozwalam sobie na rozluźnienie. Jest mi
dobrze. A w każdym razie w końcu zrzucam ten nieznośny ciężar z serca i czuję
się … taka lekka. Pochylam się i nabieram w dłonie śniegu, a potem miętoszę go
między palcami, dopóki zupełnie się nie roztapia, sprawiając, że moje
rękawiczki nasiąkają wodą. Wycieram je niedbale o kurtkę i nagle czuję na sobie
wzrok Andreasa.
Odwracam
głowę w jego stronę. Ucieka oczami, ale nie jest dość szybki. Przyłapałam go,
więc już nie musi się kryć, spogląda na mnie ponownie, uważnie. Nie podoba mi
się to spojrzenie. Zdecydowanie zbyt przenikliwe. Czuję się prawie tak, jakbym
była naga.
-Wyglądasz
teraz dużo lepiej – mówi, podczas gdy ja staram się patrzeć wszędzie, tylko nie
na niego. Wtedy też orientuję się, że nie mam pojęcia gdzie jesteśmy. Nie znam
tej części Willingen. I …
O
cholera. Miałam przecież zapamiętać drogę, rozeznać się trochę w okolicy.
Kompletnie wyleciało mi to z głowy.
-Jesteś
jakby radośniejsza – kontynuuje chłopak, niezrażony moim brakiem reakcji. I tym
razem nie odpowiadam. Co on może wiedzieć? Wbijam dłonie w kieszenie i lekko
przyśpieszam kroku. Mam nadzieję, że Andreas przestanie gadać, kiedy dotrze do
niego, że nie ma co oczekiwać dialogu ze mną, ale najwyraźniej dzieje się
zupełnie odwrotnie; moje milczenie tylko go nakręca, bo znowu się odzywa: - Jak
cię pierwszy raz zobaczyłem, to wiedziałem, że to wszystko nie będzie łatwe.
Rodzice jakby tego nie zauważają. Póki chodzisz do szkoły, jesz, a nawet czasem
się uśmiechasz, dają ci spokój, nie naciskają. Nie zawracają sobie głowy
wnikaniem w szczegóły. Nie patrzą ci w oczy. Może gdyby to zrobili, widzieliby
jak źle jest z tobą.
Wsłuchuję
się z jego słowa. To co mówi w pewnym sensie jest dla mnie zaskoczeniem. A
jednocześnie wprawia mnie w lekkie przerażenie. Dlaczego ten chłopak tak
świetnie potrafi mnie rozszyfrować? Dlaczego ma taki znakomity zmysł
obserwacji, takie ogromne pokłady empatii, taką silną motywację, by do mnie
dotrzeć i mi pomóc? Nagle dostrzegam w nim zagrożenie. Wiem, że się nie podda.
Nie zadowoli się tym, że egzystuję, tak jak Karen i ojciec. Będzie wciąż
patrzył mi w oczy, bo tylko tam można znaleźć prawdę.
Gryzę
się w język, bo już miałam coś odrzec. Na szczęście udaje mi się powstrzymać w
ostatniej chwili. Nie chcę z nim rozmawiać. Boję się, że mogłabym za dużo
powiedzieć. I bez tego on nie ma żadnych problemów z przenikaniem muru, jakim
się otoczyłam i penetrowaniem wszystkich zakamarków mojej zranionej duszy.
To
źle. To bardzo źle. Tak być nie powinno. Znowu czuję się naga. I osaczona.
Świeże powietrze przestaje docierać do mojego organizmu. Wydaje mi się, że się
duszę.
Zatrzymuję
się raptownie, biorąc niespokojne, urywane oddechy. Andreas też przystaje,
podchodzi bliżej i spogląda na mnie z niepokojem. Otwiera usta, by zapytać, ale
ja go ubiegam:
-Chcę
wracać do domu.
Odwracam
się i zaczynam iść w przeciwnym kierunku. Mam nadzieję, że pójdzie za mną, bo
prawdę mówiąc nie wiem gdzie jestem i jak trafić do domu. Moje serce trochę się
uspokaja, gdy słyszę jego kroki, skrzypiące na gęstym dywanie śniegu. Zwalniam
kroku, idę teraz spokojniej, a on po chwili znajduje się tuż przy mnie.
-Nie
będę naciskał – słyszę jego głos – Ale gdybyś chciała pogadać, wypłakać się,
cokolwiek … to zawsze możesz na mnie liczyć.
Nie
potrafię sobie tego wyobrazić. Ale nic nie mówię. Pochylam nisko głowę i modlę
się, żebyśmy jak najszybciej dotarli do domu.
10
minut później pierwsza wbiegam po schodach i naciskam na klamkę. W holu
otrzepuję się ze śniegu, rozbieram z kurtki i obiecuję sobie, że więcej nie dam
się wyciągnąć na żaden spacer z Wellingerem.
Kiedy
kurtka zostaje zawieszona na garderobie, odwracam się i już mam podążyć w
stronę schodów, gdy on się odzywa:
-Sophie.
Nie
chcę już na niego patrzeć, nie chcę spoglądać w te jego błękitne oczy. Nie
odwracam się więc do niego twarzą, ale przystaję, dając mu znak, że może mówić.
Słyszę, jak bierze głęboki oddech, po czym mówi cicho:
-Zresztą,
nieważne. Dobranoc.
Nie
czekam na nic więcej. Wbiegam na górę po schodach i idę prosto do łóżka.
Pieczenie
w gardle powraca. Teraz już spokojnie mogę się wypłakać.
Nic
ani nikt mnie nie powstrzyma.
Krótki
i taki se. Nie cierpię początków. Najlepiej od razu przeskoczyłabym o 10
rozdziałów, ale niestety tak się nie da. Więc muszę to jakoś przeżyć, wy też :D
Trzymajcie
się ;)
Świetny :D a mi się podobają takie początki :)
OdpowiedzUsuńChociaż faktycznie, ciągle czekam co będzie dalej, jak to się rozwinie i jestem tego cholernie ciekawa.. A do tego zastanawia mnie Wellinger..on na pewno też nie jest taki idealny i tylko czekam co wyjdzie na jaw ;) Kochanieńka zabieraj sie już za następny, bo padnę tu ;p
U mnie można szukać nowego rozdziału myślę, że jutro, chciałabym go napisać dzisiaj, ale nie wiem czy się uda..
Pozdrawiam cieplutko :)
następny jest dawno gotowy, teraz męczę piątkę :D łatwo nie jest, ale damy radę, jak zawsze ^^
Usuńto ja czekam na ten rozdział u Ciebie, pisz pisz szybko :D
Dzięki za ciepłe słowa, trzymaj się :*
Rozdział bardzo mi się podobał, choć faktycznie wyszedł trochę krótko. Ledwo zaczęłam czytać, a już musiałam przerwać, bo zwyczajnie zabrakło mi tekstu. A musisz wiedzieć, że niesamowicie się wczytałam. Masz cudny styl, który nie można tak po prostu zbagatelizować i przeczytać. Ja lubię się wczytywać w to co nam przekazujesz i chociaż spróbować zrozumieć postawy bohaterów :)
OdpowiedzUsuńI po takiej analizie stwierdzam, że Sophie widzi wszystko w ciemnych barwach. Tyle wywnioskowałam po tych kilku, początkowych rozdziałach. Nie podoba jej się zupełnie nic, jest nastawiona bardzo negatywnie i przez to cierpi. I chyba nie byłoby w tym nic dziwnego, a jednak strasznie mnie to nurtuje.
Andreas wydaje się być sympatycznym oraz pomocnym chłopakiem, któremu w życiu po prostu się udało. Dlaczego dziewczyna jest taka zgorzkniała i tak bardzo mu zazdrości? Żal mi jej, ale jednocześnie denerwuje mnie tą swoją upartością.
Jednak dobrze, że chociaż zgodziła się na ten spacer w jego towarzystwie. Myślę, że przysłużyło się jej to, choć jego zakończenie nie wypadło najlepiej. Andreas chciał chyba znaleźć z nią wspólny język, ale cóż... nie bardzo się mu to udało. Do niej to trzeba podchodzić jak do jakiegoś płochliwego zwierzątka, którego reakcje są nieprzewidywalne. Bo najpierw cieszyła się z wyjścia, bawiła się śniegiem, a potem poczuła się osaczona i chciała uciekać. Kurczę, mam nadzieję, że chłopakowi uda się przełamać ten mur, którym nasza bohaterka tak szczelnie się odrodziła od wszystkich ludzi.
Co mogę dodać? Po prostu czekam na kolejny rozdział.
Pozdrawiam :*
Niestety, mam słabość do tworzenia takich bohaterek, u mnie na próżno by szukać radosnych optymistek :D ale jak widać dalej ze mną wytrzymujesz, więc może nie jest tak źle :D
Usuńdzięki za komentarz, pozdrawiam :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa, a co do Kotka to mi też się bardzo podoba *_* A co do twojego pierwszego komentarza, to nie wiem czemu pisze, że usunięty przez autora, bo ja nic nie usuwałam ... dziwne rzeczy wyprawia ten blogspot :D
UsuńTrzymaj się :*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuńa tam to już w ogóle porażka, więcej tam nie wracam na pewno. Najpierw problemy z komentowaniem, a potem jakieś dziwne zmiany, do dziś nie ogarniam tam wszystkiego :D
UsuńMiłe zakończenie beznadziejnego wieczoru :P Czytam te wszystkie przemyślenia Sophie i momentami mam wrażenie jakbym czytała o samej sobie :) Szczególnie to o ludziach sukcesu. Nie żebym była jakąś przesadną zazdrośnicą, ale też nie lubię kiedy się staram o coś jak głupia, a ktoś dostaje to po prostu jak na tacy... No, ale co ja się tam będę użalać :D Rozdział jest świetny i jedyny jego minus to właśnie to, że jest krótki! Rzadko się zdarza, żebym coś czytała i nie sprawdzała kiedy koniec, a tu bach! Nagle zabrakło tekstu :) No i na koniec tak jak koleżanka powyżej chciałam pochwalić twój avatar <3
OdpowiedzUsuńObiecuję, że postaram się pisać dłuższe, chociaż następny jest chyba równie krótki, może minimalnie dłuższy ... ale poprawię się ;)
Usuńdziękuję za komentarz i pozdrawiam :*
Ja też nie lubię początków :D No, ale ten do nudnych nie należy. Przynajmniej ja tak uważam. Fajnie, że Sophie zgodziła się na spacer z Andreasem. Zawsze to jakiś krok w stronę dobrych relacji między nimi. Może to właśnie on pomoże jej odnaleźć się w nowym miejscu. Ja na jej miejscu skorzystałabym z jego pomocy, a co ;) he he he
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. ;D
Witaj!:)
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem Twojego stylu i tego jak opisujesz uczucia bohaterki. Aż żal, że nie trafiłam tu wcześniej!
Długość rozdziału, jak dla mnie, w sam raz.
Z przyjemnością czytałam, bo przemyślenia bohaterki pokrywają się z moimi - chodzi mi o to, że tak samo pomyslałabym w danej sytuacji:)
Ładnie operujesz słowami, zdaniami - wszystko na plus!
Będę tu wpadać.
Pozdrawiam:*
http://dziewczyna-mojego-brata.blogspot.com/
http://summer-story2013.blogspot.com/
bardzo mi miło :) ja aktualnie czytam Twojego drugiego bloga, niestety będę musiała dokończyć to dzisiaj, ale już wiem, że mnie zachwyciło, tak jak pierwsze opowiadanie, także zapisuję się na Twoją czytelniczkę ;)
UsuńPozdrawiam :*
No jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału. Może troszkę za krótki jak dla mnie, ale jednak i tak bardzo, bardzo przyjemnie się go czyta.
OdpowiedzUsuńA tak po za tym to przecież twoje początki są zawsze cudowne, więc nie wiem czemu od razu wolała być być w 10 :P
Ja już czekam na kolejny :*
Pozdrawiam :*
Trafiłam przypadkiem i wpadłam jak śliwka w kompot. ;)
OdpowiedzUsuńPiszesz świetnie, w genialny sposób opisujesz uczucia. Jestem zachwycona.
No i Andi. On także jest atutem tego opowiadania. <3
Jeden z moich blogów też jest o nim. Wpadnij, jeśli chcesz.
http://andivsandi.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
dziękuję za miłe słowa ;) Już wpadam :D
UsuńZapraszam do mnie na nowy 14 rozdział na http://kochamy-skaczemy.blogspot.com/. Mam nadzieję, że się spodoba i liczę na opinię.
OdpowiedzUsuńHeeeeej! Przede wszystkim to dziękuję za te dwa komentarze! One naprawdę dają niesamowitego kopa i ogromną masę motywacji do robienia tego dalej! :)
OdpowiedzUsuńCo do Twojego dzieła - na wstępie pragnę zaznaczyć, że ja zwolenniczką i znawczynią niemieckich skoczków nie byłam, nie jestem i pewnie nie będę, dlatego wszelkie błędy proszę mi wybaczyć, ja ze swojej strony obiecuję, że postaram się do nich nieco bardziej przekonać :D
Ach, ta Sophie, niby ją rozumiem, że nowe życie, nowe wszystko, może czuć się zagubiona, ale kurdeeeee jak wszyscy wyciągają do niej pomocną rękę, to trzeba korzystać, a nie zamartwiać się całe życie :D Mam nadzieję, że z czasem uda jej się zmienić podejście do tego wszystkiego :)
Czekam na dalszy ciąg! :)
http://na-pare-chwil.blogspot.com/
Dziękuję Ci bardzo :D Ja osobiście też najbardziej na świecie oczywiście kocham polskie skoki, ale nie można w nieskończoność pisać o tych naszych cudnych chłopakach i znalazłam sobie takiego Wellingera z Niemczech :D
UsuńPozdrawiam, życzę dużo weny ;*
Jasne, jasne, rozumiem :)))) Trzeba otwierać się na nowe możliwości :D
UsuńOhohoho. Andi trafił w czuły punktu. Coś czuję, że chyba powoli zacznie burzyć te jej "mury niedostępności". I trzymam za niego kciuki, to naprawdę fajny chłopak. I rozszyfrował ją.
OdpowiedzUsuńDenerwuje ją to nieziemsko, ale kiedyś dotrze do niej, jak takie osoby są w naszym życiu ważne. Ile znaczą tak naprawdę. Coś niesamowitego.
Jestem dalej pod wrażeniem twojego stylu pisania. Świetnie, tak trzymaj :) Czekam na ciąg dalszy.
Bohaterka chociaż nie należy do tych nazbyt optymistycznych - jest w jakiś pokrętny dla mnie sposób - tajemnicza. Zagadka. Anomalia w normalnym świecie. I to jest w niej cudowne.
Pozdrawiam^^
Hej, dziękuję bardzo za miłe słowa :D Widze, że Ty tez piszesz, wpadam chętnie i postaram się przeczytać jak najszybciej ;)
UsuńPozdrawiam :*
Witaj;)
OdpowiedzUsuńI w końcu powróciłam;) przepraszam za zwłokę, dawno mnie nie było, ale zaległości wręcz mnie przysypały i ciężko się odkopać;P U Ciebie też mam sporo... No, ale nie ględzę, do rzeczy.
Rozdział naprawdę cudny. Przede wszystkim problemy Sophie jakoś są mi bliskie, więc czuję więź z bohaterką. Nie potrafi się pozbierać. Nie chce pomocy, ale jednak krzyczy o nią. I znalazł się ktoś, kto to widzi. Sama byłam zaskoczona, że zgodziła się pójść na ten spacer, ale w sumie jej myślenie było logiczne. Kto by jednak pomyślał, że Andreas tak ją przejrzy... Chyba się przeraziła;P No ciekawe, co z tego wyniknie. I co on a końcu chciał powiedzieć? Ty trollu, jakie nieważne, ja bym tam chciała wiedzieć.
Podsumowując, uwielbiam kreację bohaterów i narrację w tym opowiadaniu. Taka... przekonująca. Nic lekkiego, wręcz przeciwnie. Pozdrawiam [taniec-ze-smiercia]