Półtora roku później
[Sophie]
Tylko raz w roku zdarza się, by skocznia Müllenkopfschanze była po brzegi wypełniona ludźmi.
A dzieje się to oczywiście, podczas jednego z konkursów Pucharu Świata.
Pamiętam jak byłam tutaj pierwszy raz. Wspominam to doświadczenie bardzo dobrze, mimo że wtedy nie potrafiłam w pełni docenić piękna skoków narciarskich i czułam się przytłoczona takim tłumem ludzi. Teraz też nie zachwycają mnie fale kibiców, głośnych i rozwrzeszczanych, ale jakoś nie zaprzątam sobie tym głowy. Przyszłam tutaj tylko dla jednej osoby. I zamierzam wspierać ją tak mocno, jak potrafię.
Pierwsza seria dobiega końca i czekam z niecierpliwością pod hangarem, przeznaczonym dla niemieckich skoczków. Serce mi drży z podekscytowania, a potem prawie przestaje bić, gdy wreszcie go widzę.
Nie pozwalam mu znaleźć się przy mnie; sama dobiegam do niego, tak że spotykamy się gdzieś w połowie drogi, jaka nas dzieli. Andreas otwiera ramiona, ale ja zawieszam mu się na szyi i tylko jego niezwykły refleks, z jakim przytrzymuje moje biodra w górze chroni nas przed upadkiem.
-Jezu, ty wariatko – sapie, kompletnie zaskoczony, ale uśmiecha się szeroko i całuje mnie przelotnie w usta. Ja też się uśmiecham.
-Andi, prowadzisz po pierwszej serii! – mówię uszczęśliwiona – Wygrasz konkurs i pokażesz wszystkim, że jesteś najlepszy!
Jednak to co mówię wyraźnie nie robi na nim wrażenia, bo ledwo kończę nachyla się i całuje mnie ponownie, tym razem dłużej i zachłanniej. Wiem, że jesteśmy w miejscu publicznym, wiem, że roi się tu od skoczków i dziennikarzy, ale prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodzi.
Obchodzi mnie tylko Andreas.
W końcu odrywamy się od siebie, a wtedy on stawia mnie na ziemi, najwyraźniej nie potrafiąc już wytrzymać ciężaru mojego ciała. Śmieję się cicho i właśnie mam zamiar powiedzieć mu coś uszczypliwego na ten temat, ale wtedy zauważam osobę, przechodzącą obok nas i zapominam o tym.
-Cześć, Steph – mówi Andreas, który też go zauważył. Stephan odwraca się w naszą stronę i uśmiecha lekko.
-Hej Andi. Znakomity skok, stary.
Przybijają sobie piątkę i dopiero wtedy Stephan zwraca na mnie uwagę.
-Cześć, Sophie.
Nie czekam na nic więcej. Stephan nie otwiera ramion, ale ja i tak przysuwam się do niego i wtulam mocno w jego tors. Mija chwila, nim on też mnie obejmuje, wyraźnie zaskoczony. Odnoszę wręcz wrażenie, że najpierw spojrzał na Andreasa, by się upewnić, że mu wolno.
To nawet całkiem zabawne. Oczywiście, teraz. Półtora roku temu nie było nam do śmiechu.
Ale może to było nam potrzebne. Może dzięki temu staliśmy się mądrzejsi i dojrzalsi, może dzięki temu ja i Andreas jesteśmy teraz lepszą parą, może nasza miłość jest silniejsza, a przyjaźń łącząca całą naszą trójkę przetrwa już wszelkie burze i próby.
Może. Może nie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, ale ja tą nadzieję mam i pielęgnuję ją w sobie od nowa, każdego dnia.
Odsuwam się powoli od Stephana i obdarzam go kolejnym uśmiechem, który on odwzajemnia, po czym przenosi wzrok na Andreasa.
-To co, zbieramy się powoli? Muszę dziś pokazać niedowiarkom, że umiem skakać, a ty masz chyba konkurs do wygrania.
-To prawda – zgadzam się. Potem błyskawicznie całuję Andreasa, ostatni raz przytulam Stephana i zostawiam ich samych, zmierzając w stronę trybun, gdzie może przy odrobinie szczęścia znajdę Karen, ojca i Lindsay, która po raz pierwszy dostała szansę sprawdzenia się w roli kibica.
Unoszę wysoko głowę i spoglądam w niebo. Słońce przebija się przez chmury, a obficie padający śnieg nadaje temu wieczorowi wyjątkową, niemal magiczną atmosferę.
Dzisiaj jest piękny dzień.
I oby tylko takie przed nami.
Tak, wiem.
Dodawanie rozdziałów w środku tygodnia w roku szkolnym grozi stryczkiem, ale musiałam.
Bo mam dzisiaj taki dzień.
Bo chciałam już to zakończyć.
I w jakiś sposób się tego pozbyć.
Nie będę długo mówić.
Chcę Wam wszystkim podziękować, za to, że byłyście, czytałyście, komentowałyście.
Nie wyszło tak jak chciałam.
Ale skończyłam. Nie przerwałam, nie porzuciłam. Skończyłam i chociaż z tego się cieszę.
Także jeszcze raz dziękuję Wam, kochane.
Teraz znajdziecie mnie TUTAJ.
I na Bartku, ale tam już tylko jeden rozdział i również koniec.
Trzymajcie się cieplutko <33
[Sophie]
Tylko raz w roku zdarza się, by skocznia Müllenkopfschanze była po brzegi wypełniona ludźmi.
A dzieje się to oczywiście, podczas jednego z konkursów Pucharu Świata.
Pamiętam jak byłam tutaj pierwszy raz. Wspominam to doświadczenie bardzo dobrze, mimo że wtedy nie potrafiłam w pełni docenić piękna skoków narciarskich i czułam się przytłoczona takim tłumem ludzi. Teraz też nie zachwycają mnie fale kibiców, głośnych i rozwrzeszczanych, ale jakoś nie zaprzątam sobie tym głowy. Przyszłam tutaj tylko dla jednej osoby. I zamierzam wspierać ją tak mocno, jak potrafię.
Pierwsza seria dobiega końca i czekam z niecierpliwością pod hangarem, przeznaczonym dla niemieckich skoczków. Serce mi drży z podekscytowania, a potem prawie przestaje bić, gdy wreszcie go widzę.
Nie pozwalam mu znaleźć się przy mnie; sama dobiegam do niego, tak że spotykamy się gdzieś w połowie drogi, jaka nas dzieli. Andreas otwiera ramiona, ale ja zawieszam mu się na szyi i tylko jego niezwykły refleks, z jakim przytrzymuje moje biodra w górze chroni nas przed upadkiem.
-Jezu, ty wariatko – sapie, kompletnie zaskoczony, ale uśmiecha się szeroko i całuje mnie przelotnie w usta. Ja też się uśmiecham.
-Andi, prowadzisz po pierwszej serii! – mówię uszczęśliwiona – Wygrasz konkurs i pokażesz wszystkim, że jesteś najlepszy!
Jednak to co mówię wyraźnie nie robi na nim wrażenia, bo ledwo kończę nachyla się i całuje mnie ponownie, tym razem dłużej i zachłanniej. Wiem, że jesteśmy w miejscu publicznym, wiem, że roi się tu od skoczków i dziennikarzy, ale prawdę mówiąc, nic mnie to nie obchodzi.
Obchodzi mnie tylko Andreas.
W końcu odrywamy się od siebie, a wtedy on stawia mnie na ziemi, najwyraźniej nie potrafiąc już wytrzymać ciężaru mojego ciała. Śmieję się cicho i właśnie mam zamiar powiedzieć mu coś uszczypliwego na ten temat, ale wtedy zauważam osobę, przechodzącą obok nas i zapominam o tym.
-Cześć, Steph – mówi Andreas, który też go zauważył. Stephan odwraca się w naszą stronę i uśmiecha lekko.
-Hej Andi. Znakomity skok, stary.
Przybijają sobie piątkę i dopiero wtedy Stephan zwraca na mnie uwagę.
-Cześć, Sophie.
Nie czekam na nic więcej. Stephan nie otwiera ramion, ale ja i tak przysuwam się do niego i wtulam mocno w jego tors. Mija chwila, nim on też mnie obejmuje, wyraźnie zaskoczony. Odnoszę wręcz wrażenie, że najpierw spojrzał na Andreasa, by się upewnić, że mu wolno.
To nawet całkiem zabawne. Oczywiście, teraz. Półtora roku temu nie było nam do śmiechu.
Ale może to było nam potrzebne. Może dzięki temu staliśmy się mądrzejsi i dojrzalsi, może dzięki temu ja i Andreas jesteśmy teraz lepszą parą, może nasza miłość jest silniejsza, a przyjaźń łącząca całą naszą trójkę przetrwa już wszelkie burze i próby.
Może. Może nie. Pozostaje mieć tylko nadzieję, ale ja tą nadzieję mam i pielęgnuję ją w sobie od nowa, każdego dnia.
Odsuwam się powoli od Stephana i obdarzam go kolejnym uśmiechem, który on odwzajemnia, po czym przenosi wzrok na Andreasa.
-To co, zbieramy się powoli? Muszę dziś pokazać niedowiarkom, że umiem skakać, a ty masz chyba konkurs do wygrania.
-To prawda – zgadzam się. Potem błyskawicznie całuję Andreasa, ostatni raz przytulam Stephana i zostawiam ich samych, zmierzając w stronę trybun, gdzie może przy odrobinie szczęścia znajdę Karen, ojca i Lindsay, która po raz pierwszy dostała szansę sprawdzenia się w roli kibica.
Unoszę wysoko głowę i spoglądam w niebo. Słońce przebija się przez chmury, a obficie padający śnieg nadaje temu wieczorowi wyjątkową, niemal magiczną atmosferę.
Dzisiaj jest piękny dzień.
I oby tylko takie przed nami.
Tak, wiem.
Dodawanie rozdziałów w środku tygodnia w roku szkolnym grozi stryczkiem, ale musiałam.
Bo mam dzisiaj taki dzień.
Bo chciałam już to zakończyć.
I w jakiś sposób się tego pozbyć.
Nie będę długo mówić.
Chcę Wam wszystkim podziękować, za to, że byłyście, czytałyście, komentowałyście.
Nie wyszło tak jak chciałam.
Ale skończyłam. Nie przerwałam, nie porzuciłam. Skończyłam i chociaż z tego się cieszę.
Także jeszcze raz dziękuję Wam, kochane.
Teraz znajdziecie mnie TUTAJ.
I na Bartku, ale tam już tylko jeden rozdział i również koniec.
Trzymajcie się cieplutko <33
A mnie się podoba! Fajne zakończenie chociaż jednej rzeczy mi zabrakło. Reakcji rodziców jak się dowiedzieli! Ale cóż, pozostanie to tylko w moim domysłom. Ciekawe też czy była afera w mediach, bo już widzę te nagłówki "Andreas Wellinger związany ze swoją siostrą!". A pan Szaranowicz to pewnie przez 10 lat by to przypominał za każdym razem gdy Andi siadałby na belce.
OdpowiedzUsuńAle cieszę się z happy endu :) Choć tutaj. A najbardziej się cieszę z tego, że przyjaźń ze Stephem przetrwała. I mam nadzieję, że udowodni, że umie skakać!
Dzięki za cuuudne opowiadanie! Marudzisz, że nie wyszło jak chciałaś, ale wyszło naprawdę pięknie! Gratulacje!
Ja się tylko podpisuję pod słowami Arii. Nic dodać, nic ująć ;)
UsuńPozdrawiam i weny Ci życzę! <3
A ja dziękuję Tobie.
OdpowiedzUsuńZa to jak Sophie stopniowo się zmieniała.
Za to, że Andi chciał jej pomóc.
Za to, że Steph był wsparciem dla tej dwójki.
Za Andiego i Sophie razem.
Za ten happy end.
I za to, że polubiłam Stephana.
To jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam.
Pisane tym Twoim niepowtarzalnym stylem. Mimo że z happy endem, to było świetne.
I wiesz, kocham Cię. Bardzo, bardzo mocno.
Mój geniuszu. <33
,,Mimo że z happy endem"
UsuńCiesze się, że mnie rozumiesz ^^
To ja dziękuję Tobie.
I to nie ja jestem tu geniuszem :D
I oczywiście też Cię kocham, mała <33
To ciekawe kto nim jest. ;)
UsuńI mi nie dziękuj, dla mnie to czysta przyjemność.
Mała <3
Od początku do końca miałam uśmiech na twarzy. Lubię bardzo takie zakończenia, bardzo. Bo choć to fikcja, to i tak człowiek potrafi zżyć się z bohaterami i życzy im wszystkiego, co najlepsze.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za tę historię! :)
Dlaczego ja muszę się wzruszać nawet przy happy endach? Powie mi ktoś?
OdpowiedzUsuńKurde, to opowiadanie było takie niesamowite, że ciężko mi będzie żyć ze świadomością, że nic nowego tu się już nie pojawi.
Ale wiem, że i tak zawsze mogę liczyć ja Twoją twórczość gdzie indziej i to mnie bardzo pociesza.
Dziękuję Ci baaaardzo za to wszystko. Kocham Cię <3333
dziękuję kochana ;)
Usuńteż Cię bardzo kocham i czekam na nowości u Ciebie <3
Wróciłam sobie z wyjazdu integracyjnego z moja klasą, patrze czy znajdzie się coś do przeczytania i widzę. Sama wiesz, że to co kocham najbardziej.
OdpowiedzUsuńFajnie, że skończyło się właśnie tak.
Oni są razem.
Andi jak widać wrócił do pełni sił.
Przyjazń chłopaków przetrwała...
Może happy endy nie są wiarygodne, może zasłaniają nam prawidłowy obraz świata, ale są bardzo potrzebne. Dają radość, czystą , bezinteresowną radość.
I za to właśnie Ci dziękuję.
Będę tęsknić, ale to jest najlepsze, co się kończy.
Jestem spokojna, że nie znikniesz z blogosfery. Masz jeszcze troszkę do stworzenia :)
Kocham Cię<3
Jeszcze raz dzięki, za każdą nawet najmniejszą z emocji.
Trzymaj się.
Dzięki Ci za: cudownie wykreowanych bohaterów, przemianę wewnętrzną Sophie, ukazywanie ludzkich uczuć i akcję przy stole z cukierniczką (to chyba była cukierniczka, co?)którą rozpamiętuję do dziś, bo była mistrzowska! Szkoda, że to koniec, ale nie odkładasz pióra, że się tak wyrażę, więc będziesz nas ciągle cieszyć swoim niepowtarzalnym stylem :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i jeszcze raz dziękuję!
Moja kochana :* Co ja mam ci tu napisać? Że było pięknie? Że czas spędzony u ciebie na blogu był tym wykorzystanym w 100%? Pewnie i bym mogła, ale to wiesz, więc uświadamiać ci tego dobitniej nie mam zamiaru. Może ja tylko przysiądę tutaj i tak ciuchutko pogratuluję ci zakończenia kolejnego cudownego opowiadania i za nie podziękuję? Bo wierz lub nie, ale ono dzisiaj takie było. Jakoś tak mi smutno, że jednak jest to już koniec i absolutnie nie zgadzam się z twoim niezadowoleniem. Ja jestem zachwycona i musiałam to napisać teraz, w tej chwili chociaż pewnie powinnam brać się za lekcje i szykować do kolejnej jazdy, tym razem pierwszej do dużego miasta Bo jakby instruktor mnie udusił za moją haniebną jazdę to kto by ci to przekazał w moim imieniu? Nie no śmieję się :D Mam nadzieję, że tak tragicznie nie będzie. No dobra, ale ja tu baju baj, a miałam pisać o epilogu. Otóż, ja jestem usatysfakcjonowana takim zakończeniem. Wszyscy żyją i mają się dobrze. Co prawda Stephan jest sam, ale może to tylko kwestia czasu i jego też dosięgnie strzała amora ^^
OdpowiedzUsuńNo nic, w każdym razie ja tylko ci wspomnę, że tak szybko się ode mnie nie uwolnisz i dalej będę ci truła, z tym, że na dwóch pozostałych opowiadaniach :)
Trzymaj się :*
wcale nie chcę się od Ciebie uwalniać :D
UsuńTy też sie ode mnie nie uwolnisz, o nie. Dalej będę wiercić Ci dziurę w brzuchu o wątek miłosny, aż w końcu dostanę to, czego chcę (jak zawsze ;D)
a co do jazd to już niedługo nie będziesz osamotniona. Moje pierwsze: poniedziałek 15:00.
czyli godzina zero.
Nie wiem co to będzie :P
Dziękuję Ci za wszystko, trzymaj się ciepło ;*
Ja też się od ciebie nie mam zamiaru uwalniać! A ja nie powiedziałam, że wątku miłosnego nie będzie ^^ Nie zrobiłabym tego ani sobie, ani tobie. Zapewniam!
UsuńA daj spokój, dzisiaj mam taki stres, że od przyjścia ze szkoły o 13 zdążyłam już wydrzeć się na wszystkich domowników, prawie się rozpłakać, napisać SMSa pożegnalnego do kumpeli i znowu nawrzeszczeć tym razem na brata xD
Przed spisaniem testamentu w szkole powstrzymało mnie tylko kilka dezaprobujących spojrzeń xD
O to ja trzymam za ciebie kciuki! Koniecznie napisz mi raport, jak nie na blogu to na g.g (numer mam zapisane w zakładce o blogu u mnie ^^) Ale skoro ja przeżyłam i nikogo nie przejechałam to tym bardziej dasz radę!
haha, o ludzie, a myślałam,że to ja jestem panikarą :D
Usuńnie no,jak przeżyję tą jazdę to pewnie, że napiszę.
Nie rozumiem czemu ja ne widziałam tego twojego numeru gg i nie napisałam tam jeszcze do Ciebie?
No co za niedopatrzenie ^^
Ja panikuję przed jazdą, nigdy w trakcie! :D A po jeździe to mam uczucie, że mogłabym latać xD
UsuńEj, no to trzeba to nadrobić to niedopaczenie! :D
a ta panika i tak niepotrzebna, ale ja też się zawsze stresuję na zapas ;)
Usuńi choć w tej klasie maturalnej muszę wybierać między oddychaniem a jedzeniem, bo dosłownie tak mało mam na wszystko czasu to i tak wieczorem coś tam do Ciebie napisze ;D
ale najpierw lekcje! :D
śledząc tego bloga od początku^^ chciałabym ci powiedzieć że to było wspaniałe! brak mi słów aby określić, aby to jakoś skomentować, żeby podkreślić jakie to było cudowne.
OdpowiedzUsuńkurcze, smutno mi bez nich bedzie! :(
chyba nigdy nie czytałam tak nieprzewidywalnego opowiadania, ponieważ w każdym rozdziale było coś niesamowitego ;)
po prostu dziękuje, dziękuje, dziękuje!
i życzę ci jeszcze milionpięćsetstodziewięćset opowiadań! :D
koooocham <3
aż tyle? nie będzie mi się chciało :D
OdpowiedzUsuńto ja Ci bardzo dziękuję za wszystko.
Trzymaj się <33
HEPI END! :d
OdpowiedzUsuńWczoraj podczas meczu, naszło mnie takie przeczucie, że muszę wejść na Twojego bloga. No i miałam rację :)
OdpowiedzUsuńUśmiech sam cisnął mi się na twarz jak czytałam o ich szczęściu. Wszystko to tak pięknie opisałaś, nic nie wyolbrzymiając. Nie zrobiłaś z tego jakiegoś tam słodkiego zauroczenia, tylko pokazałaś, że jest między nimi dojrzalsze uczucie.
No ale Stephan... Dobrze, że chociaż pogodził się z Andreasem i nie pozwolił by taki bezsensowny konflikt zakończył ich przyjaźń.
Z Sophie byłam bardzo zżyta, bo bardzo przypominała mi mnie. Taka skryta i cicha, ale poznawszy odpowiednie osoby, pokazała, że w głębi jest całkiem inna. Czasami czytając jej przemyślenia, miałam wrażenie jakbyś wyciągnęła to z mojej głowy i opisała w ten swój piękny i niepowtarzalny sposób :)
Własny umysł jest chyba najtrudniejszym przeciwnikiem z jakim można się zmierzyć, ale pokazałaś, że wygranie takiej walki jest możliwe. Sophie się to udało, mimo że początkowo sprawiała wrażenie bardzo słabej. Pokonała siebie i udało jej się znaleźć szczęście, oby już jej nie opuszczało.
Ty nie lubiłaś tego opowiadania, a dla było jednym z ulubionych i na pewno będzie mi go brakować :*
Dziękuję Ci za tą historię, bo naprawdę było warto poświęcać swój czas na czytanie :)
dziękuję Ci bardzo za cudowny komentarz :)
Usuńteraz czekam na cudowny rozdział u Ciebie :*
a co do meczu to muszę przyznać,że jestem pod wrazeniem.
Bo 6-1 robi wrażenie.
Real - respekt :D
Nie wiem co napisać, jest mi tak smutno, że ten blog dobiegł już końca. Ech ty nawet nie wiesz jakie było moje zadowolenie jak wchodziłam tutaj a tu nowy rozdział, niektóre czytałam nawet po 3,4 razy. Cóż wszystko ma swój początek i koniec, trzeba się z tym pogodzić :*
OdpowiedzUsuńBędę Ci odwiedzać na obecnym blogu :* I liczę, że będziesz mnie informować o nowościach u Siebie :*
Trzymaj się cieplutko i życzę weny bo z nią u mnie ostatnio krucho :/
mam nadzieję, że jednak wróci, bo kurde, no przecież tam jest Kusy!
Usuńa ja Kusego to zawsze, z chęcią :D
dziekuję i trzymaj się <3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńDopiero teraz tutaj dotarłam, ale lepiej późno niż wcale. Cieszy mnie szczęśliwe zakończenie. Tyle szczęścia i miłości w tym epilogu, aż chce się żyć :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już koniec, ale kiedyś musi przyjść na to czas.
To było wspaniałe opowiadanie, z resztą jak każdy, które ty napiszesz.
Pozdrawiam <3
W czwartek potrzebowałam wytchnięcia od niemieckiego, więc przysiadłam i zaczęłam czytać acid. Muszę przyznać, że była to jedna z najmądrzejszych decyzji w moim życiu, bo opowiadanie niewyobrażalnie mnie wciągnęło i nie wyobrażam sobie, ażebym mogła wyjść z niego bez zostawienia jakiejkolwiek ody na twoją cześć. Jesteś genialna, wiesz? Pewnie tak, bo często ci to pisze, ale naprawdę, jestem pod wrażeniem twojego geniuszu.
OdpowiedzUsuńAle to nie tylko twój cudowny warsztat mnie poruszył, tu nawet nie chodzi o Sophie, którą pokochałam od pierwszego rozdziału. Po prostu znalazłam tutaj coś, czego od bardzo dawna szukałam. Nie wiem dokładnie, co to jest, nie umiem tego określić, ale to cudowne. Poczułam się jak dawniej, jak wtedy, kiedy czytanie fanficów było ważną częścią mojego życia, kiedy mogłam je czytać bez wytchnienia. Dzięki tobie nawet odzyskałam wenę <3
Nawet nie wiesz, ile to wszystko dla mnie znaczy.
potrzebowałam takie czegoś, takiego opowiadania, które może coś zmienić w mojej teraźniejszości. Dziękuję ci za to <3
A tak poza tym to od początku do praktycznie samego końca byłam Team Stephan :c Moje serduszko nie lubi jak w opowiadaniach ktoś zostaje odepchnięty, chyba, że jest czarnym charakterem. A Stephana w dodatku bardzo polubiłam i mam nadzieję, że znajdzie dla siebie cudowną dziewczynę, która odwzajemni jego uczucie. Zasługuje na to.
I masz szczęście, że Andreas się obudził. Może i trzymałam kciuki za Stepha i Sophie, ale nie znaczy to, że nie ucieszyło mnie szczęście Andreasa i Sophie. Kto nie lubi szczęśliwych zakończeń, co? Dobrze, że wszystko się ułożyło.
A Sophie jest niesamowicie silną dziewczyną. Tyle przeszła w swoim życiu... W dodatku śpiączka Wellingera, ktoś z taką przeszłością jak Sophie, w tym momencie kompletnie by się załamał, ale, jak już wspomniałam, siła dziewczyny jest ogromna. A może to tylko jej miłość? Czysta, prawdziwa miłość, która czasem potrafi góry przenosić?
Żałuję, że tak późno tutaj dotarłam. Ale jestem też szczęśliwa, że wzięłam się i przeczytałam, bo było warto. Twoje pisanie ma moc. To rzadki dar, więc wykorzystaj go najlepiej jak tylko możesz. Nie przestawaj pisać, NIGDY.
Dziękuję. Bardzo, bardzo dziękuję <3
Kompletnie nie wiem co napisać.
UsuńZabiłaś mnie tym komentarzem.
Bo to opowiadanie ... straciłam do niego serca i miałam okropne poczucie,że je spieprzyłam.
Wciąż mam. Ale będe wspominać je dobrze dzięki czytelnikom, którzy byli i to nieważne kiedy.
Także dziękuję Ci za to wszystko, tutaj i nie tylko.
Za to że jesteś.
Że piszesz takie komentarze (ale ja na to nie zasługuję, naprawdę! :D) i TAKIE opowiadania.
Trzymaj się, kochana, czekam na więcej Michaela <3
przepraszam za tak długą nieobecność!
OdpowiedzUsuńTak wyszło jakoś :C
Pięknie to zakończyłaś. W sumie tak jak chciałam. Dobrze, ze wyszło, że nie są rodzeństwem, że teraz mogą legalnie się kochać!
Uśmiecham się wciąż na samo imię " Andreas, Adni, Welli itp" ahh. cudeńko <3
Drugie opo nadrobię w chwili wolnego! Pozdrawiam serdecznie <3
Ja pobijam chyba rekord w skomentowaniu epilogu :) Już w jego dzień dodania go widziałam, ale nie mogłam skomentować - "ukochana" szkoła.
OdpowiedzUsuńŚwietnie skończyłaś, ale tak jakoś dziwnie się poczułam na końcu. Sophie i Andi mogli sobie wyznawać uczucia...
Bardzo mi się podobało jak rozwinęłaś wewnętrznie Sophie.
No cóż? "Nic nie może przecież wiecznie trwać" (Anna Jantar), nie? Szkoda, że to koniec.
Pozdrawiam :)
Przeczytałam twoje opowiadanie na raz. Jak zaczęłam rano to nie mogłam się od niego oderwać. Epilog mnie bardzo ucieszył. Idealnie zakończyłaś to:)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie http://mirisblogus.blogspot.com/
Główne role: niemieccy skoczkowie!
Bardzo się cieszę, że na to trafilam (przypadkiem). Normalnie tak mnie wciagnelo, że stracilam rachubę czasu :D
OdpowiedzUsuńSzkoda, że juz koniec :/
Nic nie spieprzyłaś, nie martw się. Jest najlepsze ! □□
Jejuu mega *o* Mam nadzieję, że będziesz jeszcze dla nas pisać! ♥♥
OdpowiedzUsuń